"Jeno czarci tu hasali".....ROZTOCZE, Majdan Sopocki - Sylwester 2008/2009

Opublikowano: niedziela, 15 marzec 2009 23:15
      Na rogu ulicy Czterech Wiatrów, mieści się biblioteka. Od wieków wiecznych wszystkim wiadomo było iż to miejsce magiczne....narodziło się przed kilkoma tysiącami lat, kiedy wymyślono pierwsze litery. Tuż za drzwiami od razu dobiegał charakterystyczny silny zapach papieru. Rozejrzyjmy się...... Otaczały go regały przeładowane książkami, które prowadzą między sobą odwieczny dialog. Na prawo od wejścia stało biurko, przy którym siedział niski, rudowłosy bibliotekarz ze spiczastym nosem i krzaczastymi brwiami jak chwasty. W kącie sali znajdował się stolik, wokół którego ustawione były dębowe krzesła. Nie było tu ani jednego okna, jedynym źródłem światła był zwisający z sufitu bogato zdobiony, zakurzony żyrandol. W bibliotece było bardzo cicho, słychać tylko odgłos przewracania stron i skrobania piórem po papierze.....

Krok do przodu.....Stara, drewniana podłoga zaraz zaskrzypiała pod nogami i dźwięk ten błyskawicznie rozniósł się po całej sali, zakłócając panujący w niej spokój. Chodzę miedzy regałami jak w labiryncie wiedzy i niewiedzy.......Wpada mi w ręce wspaniały starodruk w oprawie koloru miedzi, z tajemniczym emblematem na okładce......Siadam na dębowym krześle..... Czuję, że nie jest to zwykła księga ale pełna magii brama do świata nieokiełznanego, nieprzewidywalnego jak samo życie, a dzięki temu – fascynującego...... Z biciem serca otwieram stronice, na której widać jasną poświatę blasku...........

„Dnia pewnego w grudniu napłynęło chmur bez liku. Runął wicher porywiście, poleciały płatki śniegu.... Zaciemniły się błękity, zgęstniał mrok niesamowity. Słychać głośny śpiew zimy albo napływ nocnych cieni.... Albo gwiazd zupełny zanik sprawił właśnie, że świat był zaklęty.............

Może sto, może tysiąc, a może nawet milion lat temu, o poranku albo wieczorem, a może o innej porze dnia....... Za niepamiętnych czasów, gdy jeszcze nie było miast i wiosek przyszła na świat piękna kraina, Roztocze........ wielkie królestwo przyrody na wschodnim krańcu Wyżyn Polskich, wszelkiego dobra i bogactwa pełne. Szumiała tu wokoło potężna leśna puszcza, pełna dzikiego zwierza, a wedle legend tury i żubry nie były w niej rzadkością. Niegdyś w tutejszych lasach spotykano nawet niedźwiedzie, rysie, żbiki czy wilki. Wśród puszczy leniwie toczyły swe wody liczne rzeki rozlewając się tu i ówdzie w wielkie bagna-jeziora. Natomiast w swojej nieprzebytej głębi, bardziej w środkowej i południowej części żywo spadały z szumem liczne wodospady, które do dnia dzisiejszego, mimo iż owy bór już dawno zubożał, zachowały wiele swego dawnego uroku. Pomiędzy licznymi uroczyskami leśnymi pola tam były wielkie, sady śliczne, od grusz, od jabłoni czerwieniejące z dala, w ziemi skarbów dość, na powietrzu ptactwo takie, że co jedno odleci, to drugie przyleci. Po rzekach ryby i małe, i duże. Kwiecia też po łąkach mnóstwo, co jedno przekwitnie, to drugie zakwitnie. Ot, wszelkiej rozkoszy moc wielka!

Dziś niewiele z tego się zmieniło....... Roztocze to nadal kraina wzgórz, otwartych przestrzeni, lasów, malowniczych dolin rzecznych i niewielkich wodospadów zwanych szumami. Charakteryzuje się urozmaiconą rzeźbą oraz zróżnicowaną budową geologiczną. Kraina ta zaznacza się na mapie jako pasmo wzniesień ciągnące się od Szastarki na południowy wschód aż do Lwowa. Roztocze oddziela Wyżynę Lubelską, Pobuże i Wyżynę Wołyńską od Kotliny Sandomierskiej i Kotliny Naddniestrzańskiej. Zróżnicowanie fizjograficzne i geologiczne decyduje o podziale go na trzy odrębne mezoregiony : Roztocze Zachodnie, pokryte lessem, dość niskie, dochodzące do 300 m n.p.m., ale z gęstą siecią głębokich, stromych i niezwykle malowniczych wąwozów. Roztocze Środkowe bezlessowe, zbudowane z utworów kredowych ( wapienie litotamniowe, czyli zbudowane ze zwapniałych szczątków glonów oraz detrytyczne, czyli okruchowe i rafowe ) i wysłane piaskami czwartorzędowymi (piaskowce mioceńskie), które pod wpływem działania wiatru utworzyły wysokie wydmy w większości porośnięte lasami sosnowymi, silnie rozczłonkowane i wyższe, średnio 340 –360 m n.p.m. z Wapielnicą nawet 387m n.p.m. Oraz Południowe, zbudowane z utworów kredowych i trzeciorzędowych (piaski, piaskowce wapniste, gruzełkowate wapienie, iły ), z kilkoma odosobnionymi wzgórzami - ostańcami. Najwyższe to Krągły Goraj 391 m n.p.m. i Wielki Dział osiągają 390 m n.p.m., i podregion ten stanowi właściwy pomost do Wyżyny Podolskiej. Granica pomiędzy Roztoczem Zachodnim a Środkowym biegnie doliną Wieprza od Szczebrzeszyna, gdzie każdy wie, że tylko tu chrząszcz brzmi w trzcinie......do Wywłoczki i Czarnystoku. Granica między Środkowym a Południowym przebiega wzdłuż obniżenia terenu między Lubyczą Królewską a Narolem aż do źródeł Różańca. Roztocze jest wciąż aktywne geologicznie, podnosi się około 2 mm na rok. A skąd wzięła się nazwa....zawsze jest jakieś wytłumaczenie, skojarzenie....... Słowo "Roztocze" wywodzi się najprawdopodobniej z jego funkcji wododziałowej. W gwarze miejscowej funkcjonują słowa: „roztocz", „roztoka" rozumiane jako „rozlanie", czy też „miejsce, gdzie rozchodzą się dwa potoki". Inni sugerują powiązanie tej nazwy z pięknymi, szerokimi, „roztaczającymi się" wokoło krajobrazami. Roztocze to także porozcinany, „roztoczony", pożłobiony teren. Nazwa ta po raz pierwszy zaistniała pod koniec XIX w. w pracach geografów galicyjskich.

Roku Pańskiego dwa tysiące ósmego, w miesiącu grudniu do niewielkiego grodu położonego na 50° 28-29' szerokości geograficznej północnej i 23° 10' długości geograficznej wschodniej a założonego w 1674 roku przez kupca gdańskiego Wilhelma Jana Brauna, Majdanu Sopockiego zajeżdżają sylwestrowi goście. Panowie i kawalerzy wytworni, przystojni z czerwonej „karocy” bagaże wynoszą, przenoszą i dźwigają.......jeden wysoki inny znów niewielkiego wzrostu, atleta albo i tur, niejednemu wiek nie zgarbi szerokich ramion..........Jeden szybki jak błyskawica, inny długi jak surfowanie na fali..... Pochodzenie....a któż to wie, sami rozmaicie o tym prawią.....Powiadają, że ze szlacheckiego rodu herbu Serafin inni z książęcego Cherubinów.......Byli wśród nich grajkowie, co ballady i serenady wygrywali pięknym kobietom niekoniecznie pod oknem, błędni rycerze, którzy marzyli o rumakach i Dulcynei....Był i bankier liczący wciąż gwiazdy, król, który nie miał żadnego podwładnego a co na to marzyciel??? Był i wędrowiec, co wiecznie swego Pacanowa szuka, byli tacy, którzy i piórem i pędzlem władać potrafią oraz bajarz, co utkał fantazją całą rozkoszną krainę.....Miłośnicy tańców, śpiewu i swojskiego jadła, tradycyjnych napojów zimnych i gorących, tudzież wybornych ksiąg Pana Tadeusza. Nie przyjechali sami....ich towarzyszki tych dni jak zawsze kuszące niezmiernie swymi kształtami, na różanych ustach z promiennym uśmiechem. Na każdym kroku podkreślają swą kobiecość, zmysłowość i zalotność ........ delikatne jak struna potrącona przypadkiem przez wiatr...... wrażliwe, a przy tym zadziorne, przewrotne i zabawne...... Lojalne od początku do końca, tajemnicze w każdej chwili, szalone były i będą, choć czasem jakby ich nie było......... Jedyne i niepowtarzalne bez wątpienia......buntowniczki z wyboru, swych praw orędowniczki......

Ów gród znajduje się w samym sercu Roztocza Środkowego, na wysokości 263-330 m n.p.m. Jego obszar ma charakter falisty, pagórkowaty. Zabudowania Majdanu Sopockiego rozłożone są w biegnącej z północnego wschodu na północny zachód dolinie Sopotu. Stoją tu wrośnięte w ziemię chaty różnorakie.... murowane, otynkowane, strzeliste, olbrzymie, że wzrokiem trudno objąć. Zaciszne, ukryte wśród wzgórz i drzew stoją niskie, z cegły, albo miejscowego kruszca czy drewna z przeszklonymi gankami albo niezwykłymi ozdobami wokół okien . Na Roztoczu drewna było pod dostatkiem, dlatego budowano z całych pni, bez ich cięcia na płaskie brusy. Spotkać można tu jeszcze wiekowe chaty drewniane pod strzechą, troskliwie ogacone słomą i sianem. Lipy wykupione od siekier, płoty drewniane, sękate i poskręcane jak ludzkie losy. I bociana na gnieździe niejedna chałupa wyczekuje......na wiosnę, na znak, że dom szczęśliwy. I że pełen ducha.... I mimo upływu lat, magia sielskiej prowincji wciąż tu trwa......Zza owych gospodarstw na pola i do lasu wiodą liczne drogi gruntowe, których czasem niełatwo jest wypatrzeć. A wiele spośród nich jest bardzo malownicza. Ich początki ciśnięte między zabudowania nie zdradzają bowiem dalszej części traktu.....

Atrakcją Majdanu Sopockiego, który powstał pod koniec XVII wieku, jako obozowisko drwali leśnych (dawniej tzw. "majdan"), jest 16 ha zalew oraz otaczające okolice sosnowe lasy. Nie zabraliśmy ze sobą łyżew, zatem szaleństwa nad zalewem przeszły nam koło nosa..... a szkoda, zabawa byłaby na pewno przednia. Pozostały nam piesze wędrówki po okolicznych lasach, polach i łąkach......

A zima tego roku na Roztoczu była łaskawa....trochę śniegu...ani za dużo go ani za mało....tak w sam raz . Mróz niewielki powietrze suszył, śniegiem jeszcze sypnęło z chmurzysk, głos wichury gadał do ucha. Na skrzypcach zimy zawierucha grała, kłębami śniegu w okna uderzała...czasem coś szepnie, czasem zajęczy jakby tęskniła.... to znów na chwilę swój płacz uciszyła i nocą gwiazd milionem sypnęła w tej roztoczańskiej ciszy. A i słonko się pojawiło co człeka rozweseliło. Śnieg nadaje tutejszym lasom i wzgórzom wyjątkowego uroku....przyozdobią bezbarwny świat nadając im kształtów nieziemskich....tak, tak.....jak jeszcze ranek po nocy mroźny to i z pomocą przybędzie diamentowa szadź.....utkają jak najpiękniejszy gobelin we wzory niepowtarzalne, magiczne, bajeczne, a w blasku słonka błyszczą jak koraliki brylantowe, szlifowane w wielokąty,......za każdym razem są inne. Zima to doskonały czas na wyszukiwanie rozmaitych lodowych, abstrakcyjnych motywów w plenerze. ...nieprzerwalne, naprzemienne rozmarzanie i zamarzanie wody......rzeźbi lodowe figury a i czasem zaszpachluje nierówności terenu....

Były wśród nas „skowronki”, co rychło na nogi stawali......czujni heroldzi poranków. Gdy pochodnie nocy się wypalały a na wschodzie zaczynały złocić się krawędzie chmur, po okolicy hasać inaugurowali, by radować śpiewem siebie i innych .....Były i „sowy”, niekoniecznie z tych drapieżnych ale czy związane z siłami nieczystymi i piekielnymi??? Czy czarna magia bez nich nie mogła się wręcz obejść??? A widział ktoś kiedyś złą czarownicę bez sowy na ramieniu??? Niezauważalne.....hmmm......nie, nie... to niemożliwe..... jedynie bezszelestnym lotem przecinały mroki nocy, znikając równie szybko jak się pojawiły w pokojach na piętrze. Do późna pieczę nad domem sprawowały, bo wielu wierzyło, że chroniły przed wszelakimi niebezpieczeństwami, oddalały złe moce, zabezpieczały dom przed uderzeniem pioruna.....

Owe „skowronki” w środę rychło z magicznego domu cichaczem na dwór wyszły, przemierzyć spory szlak pod wieloma względami wyjątkowej krainy, zachwycającej swym krajobrazem i fascynująca bogactwem przyrody i kultury, owiany w czar legend..... Trudno w to uwierzyć, ale są w Polsce zakątki, do których wchodzi się jak do tajemniczego ogrodu, przez furtkę w starym murze porośniętym bluszczem. Czasami wyprawa do takiej krainy, wcześniej znanej niektórym tylko z nazwy albo z lekcji geografii, przypomina historię Alicji z lustrem. Chwila nieuwagi, potem hop i już jesteśmy po drugiej stronie ......Zobaczyć chcieli wiele, wyruszyli w czwórkę najpierw nad rozlewiska Sopotu, przechodząc koło starego młyna. Przeszli wzdłuż zalewu, a tuż za zaporą w gęsty sosnowy las wkroczyli. Rozglądać się na prawo i lewo zacząć warto, czy aby jakiś czort zza drzewa nie wyskoczy..... By się nie zgubić idą wzdłuż meandrów rzeki Sopot, docierają do Nowin, niewielkiej letniskowej wsi.....położonej na 313 m n.p.m., w czasie II wojny światowej całkowicie zniszczonej. Od października 1944 do marca 1946 r. w Błudku koło Nowin funkcjonował obóz zagłady żołnierzy Armii Krajowej założony przez NKWD i UB. Postawiono pomnik...... W pobliżu też tu było miejsce eksploatacji wapienia. Są już przy rezerwacie „ Czartowe Pole”, które ma za zadanie chronić bogactwo fauny, flory i górskiego krajobrazu przełomu przez strefę krawędziową Roztocza rzeki Sopot. Rezerwat swoim zasięgiem obejmuje fragment malowniczo ukształtowanej doliny rzeki Sopot, wraz z serią dużych wodospadów. Są postrzępione, nierówne, zarośnięte. Intrygująca nazwa tego miejsca wzięła się stąd, że tam kiedyś „jeno czarci hasali” i odnosi się do śródleśnej polany. Miejsce owiane legendami.....wtajemniczeni twierdzą, że na skraju owej polany rośnie niezwykła sosna wycięta w kształt krzesła, na którym sam diabeł siadał. Hmmm...może warto przed wejściem do rezerwatu usiąść na chwilę na tym sosnowym fotelu, by później nas diabli nie straszyli......Niektórzy też powiadają, że z czartami powiązane są pochodzące z czasów najazdów tatarskich znajdujące się opodal stare kurhany. To ponoć tam właśnie po nocach tłuką się diabły.....

Nasi wędrowcy nie posłuchali legend.......już niedługo diabły w swe ryzy ich wezmą i kusić będą albo straszyć po nocy........

Iść warto i spojrzeć jeszcze dzisiaj w mroczne wąwozy gderliwego strumienia Sopotu i podziwiać jego wodospady, zwane są tutaj lokalnie jako szumy lub szypoty, w rejonie wsi Hamernia, leżącej na wysokości 250 m n.p.m. ( jej nazwa wzięła się od zbudowanej tu przez Zamoyskich w połowie XVIII w. hamerni (kuźni) ). Idź..... a na pewno zobaczysz cud natury, mówiący o wielkiej katastrofie, sprzed milionów lat - łamania, trzaskania skorupy naszej matki Ziemi. Powstały na skutek ruchów górotwórczych w trzeciorzędzie, gdy Roztocze zostało wydźwignięte w górę, przy jednoczesnym obniżeniu Kotliny Sandomierskiej. Na granicy geologicznej obu krain powstała linia spękań tektonicznych w postaci skalnych uskoków. Płynące po nich rzeki, dzięki różnej odporności wapienno-marglistych skał zyskały malownicze progi. Tędy też przebiega granica geologiczna między fałdową Europą Zachodnią i płytową Europą Wschodnią. Jest to zarazem jedna z najwyraźniej zaznaczonych granic fizjograficznych w Polsce.

Leśną drogą do Nowin wrócili a stamtąd szlifując butami asfalt, rozglądając się wokół wrócili do domu. Ale zaraz, zaraz ...nie tak szybko....diabły tak prędko za wygraną nie dadzą. Jeszcze na rozwidleniu dróg, gdzie kiedyś przydrożny Chrystus stał...........o niego się otrą....... A może rozwiązali zagadkę???? Dziś łatwiej z dylematu wyjść – są drogowskazy. Idąc prosto doszliby nasi wędrowcy do Grabowicy w lewo, czyli na zachód do Majdanu Sopockiego. Owa figura Jezusa widziała wiele, była świadkiem wielu zdarzeń......W czasie wojny drogi wciąż tętniły odgłosami końskich kopyt, drewnianych kół wozów i furmanek. Gdy wojna miała się ku końcowi, jeden z oficerów ukrył pod figurą złoto. Cięcie bagnetem było dla niego wskazówką i jak mapa miała doprowadzić w przyszłości do celu. Skąd miał owo złoto....nikt nie wie.....ziemia milczy do dziś a i żadne ludzkie oczy nigdy nic nie widziały. Echa wojny ustały, słychać odgłosy codziennej pracy, codzienny trud. Pory roku zmieniają się jak w kalejdoskopie......Pewnej grudniowej nocy, nocy świętej, bo w Boże Narodzenie figura zniknęła. Świadkowie wracający z Pasterki twierdzą, że został po niej głęboki dół.....Kto i po co ją ruszał....albo może sam Chrystus na szlak wyruszył......Dlaczego to stało się akurat w ową świętą noc???? Przecież ziemia była twarda, zamarznięta na kość, łopaty się łamały, ręce zgrabiałe od mrozu traciły siłę...... Tylko, że właśnie ta noc zdejmowała zaklęcie i diabeł pilnujący skarbu tracił swą moc. Zło, które zawsze jest tam, gdzie zakopane są największe skarby i pilnuje ich żelazną ręką, w święta noc Bożego Narodzenia traci swe panowanie. Figura ze skarbem zniknęła i do dziś nikt jej nie odnalazł....nawet później, gdy pamięć ludzką przykryła kolejna warstwa kurzu przeszłości, gdy wrócił po skarb ów oficer......nie znalazł......

Dziś na tym rozstaju dróg stoi krzyż towarzysząc zielonym drogowskazom. Może i on kryje w sobie jakąś historię, jakiś skarb...hmmm....najpierw diabeł musi stracić swą moc......

A gdy ostatni dzień roku się wspiął na „gór” szczyty na wędrówkę w okolice Majdanu Sopockiego zdecydowały się „sowy”. Pospacerować, dotlenić się , kości rozruszać wyszli.... piękną, pełną uroku ścieżkę obrali...... Poszli w ślad za skowronkami, do starego młyn doszli, potem już sami ślady znaczyli, przez bór sosnowy do źródeł Sopotu ich nogi zaprowadziły. To pomnik przyrody nieożywionej, o krystalicznie czystej wodzie, położonej na wysokości 293,50 m n.p.m., źródło podzboczowe, z którego woda wypływa w sposób pulsacyjny. Rzeka niesie ze sobą wody o niskiej temperaturze, nie przez królującą tu zimę ale za sprawą silnego zasilania podziemnego.....Wzdłuż meandrującego Sopotu doszliśmy do Kędrawki.... Tu nas miejscowy gospodarz z uśmiechem powitał, zamienił parę słów.....Wyszedł na drogę, którą my podążaliśmy, w wojskowych spodniach i furażerkach, co pamiętają chyba czasy żołnierskich przepustek. Podziwialiśmy jakie zebrał jajka od swych kur...... takich olbrzymich nie widzieliśmy........ chyba nie z bliźniaczymi żółtkami ale z trojaczkami ......... w męskiej dłoni jedno ledwo się chowało........... Czas nagli, słonko swe oko zwróciło już ku zachodowi........drogą gruntową, bo nie przeraża nas dłuższa rozłąka z rachitycznym tu asfaltem, między pięknymi, spiczastymi, próbującymi niebo dosięgnąć sosnami a polami, potem szlakiem przez las poszliśmy zobaczyć żeremia.... arcydzieło kunsztu budowlanego bobrów. Bobry uważane są bowiem za tzw. gatunek kluczowy w przyrodzie, stwarzający warunki dla życia dziesiątków innych zwierząt, roślin i mniejszych organizmów. Wybudowanie tamy na strumieniu uruchamia cały łańcuch pokarmowy. Po drugie, gryzonie mają zbawienny wpływ na hydrologię terenu, na którym się osiedliły, bo magazynują znaczne zasoby słodkiej wody. Późnym popołudniem wróciliśmy do przytulnego domu.......

Od wieków wiecznych wszystkim wiadomo, a szczególnie tym, którzy pozostali w swoich domach, siedzą przy kominkach, gdy się na nim drewienka jasno i wesoło potrzaskują, że pod koniec każdego roku pańskiego nadchodzi tylko jedna taka noc w roku, gdy w najgłębszej ciemności bawi się cały świat...... W niezapomnianym zakątku świata, po tamtej stronie nieba i po tej stronie piekła, w śnieżny, mroźny, ciemny ale zarazem ciepły ..... nie, nie ......w gorący wieczór tej zimy rozpoczął się bal......Odbył się na najwspanialszej z wszystkich sal, ze „szwedzkim” stołem, parkietem do tańca, w głębi z czerwoną kanapą i kominkiem dającym niezapomniany blask i ciepło.....To nie był bal na sto par, ale w gronie doborowym, w owych realiach niemożliwy.....Ale może to działo się tylko w baśni????

Pierwsi zjawili się Aniołowie, strudzeni odwieczną pracą. Pochodzili z zacnych rodów.........Serafini, którzy górują miłością, Cherubini pełni wiedzy magicznej, Trony wyróżniające się posłuszeństwem. Był i przedstawiciel z rodu Potęgi, co przypisuje się im moc czynienia cudów i Archaniołowie co spełniają najważniejsze zadania tego świata. Mając największą moc są światłem i ciepłem, tworząc zarazem wokół siebie ognisko miłości. Jako kronikarze Księgi Żywota spisują wszystkie postępki każdej duszyczki. Można ich prosić o wszystko, co jest związane z duchowym, materialnym i fizycznym planem. Są pocieszycielami w cierpieniach i smutkach. Złamane serca powierzyć im należy a swoją energią wesprą każdą próbę odzyskania uczucia czy poprawienia nadszarpniętych stosunków. Fałsz i obłuda przemija bez śladu, kiedy o wsparcie prosimy Aniołów......

W biel, złoto i srebro pięknie się ubrali. Emanuje od nich cisza, spokój, czar i olśniewający blask. Każdy z nich ma skrzydła, na których można liczyć błyszczące piórka, zaś okrągłe aureole przypominają wytłoczone w bogate ornamenty złote tarcze. Twarze ich wyrażają uroczyste natchnienie, mają w sobie coś nieziemskiego.........a ich oczy........wodzą z ciekawością po sali i....

I Czarny Anioł na swym słonecznym rydwanie się zjawił, dzień pracy wcześniej zakończył. Ukłonił się gospodarzom, rękę podał gościom. Teraz przy barze z kielichem walczy, na panie i panny czeka, by do tańca prosić......

Po chwili.....

Wnet z góry, jakby grom z jasnego nieba na salę z okrzykami i śpiewem na ustach wkroczyła czarno – czerwona karawana..... diabły, diablice, diabełki i inne podobne tego usposobienia......To Lucyfer ze swą mroczną świtą. Diablice, które nawet dziś nie odpuszczają kuszenia, ubrane w jedwabne, satynowe czy atłasowe suknie. Krótkie, tuż albo daleko nad kolanem się kończące, wszystkie koloru czarnego, gdzieniegdzie przyozdobione piekielnie czerwonym boa. Promują styl „syreny”, podkreślający kobiecość, zmysłowość, tajemniczość. Każda z nich o krągłych biodrach, wyraźnie zarysowanej talii. Smukłe, zniewalające, zalotne, filuterne i powabne. O twarzy promiennej; delikatnej, gładkiej cerze, na której królują dwie iskierki o palącym spojrzeniu. Włosy rozpuszczone, proste lub podkręcone na końcówkach, lśniące jak jedwab. I te niepozorne różki......specjalnie na dzisiejszą noc wypolerowane, świecące ognistym blaskiem i dodające im zadziorności, przebiegłości i piekielnego wdzięku. Nie można zapomnieć też o niewinnej, pruderyjnej długości ogonka.......

Uwodzicielsko, z wielkim rozmachem na sale wkroczyły. Aniołowie oniemieli, wrogo najpierw na Diablice spojrzeli. Czyżby kolejna bitwa odwiecznych wrogów się szykowała o pozostawione na ziemi duszyczki???? Nie, dziś walka będzie zaniechana.....Aniołowie w wir pląsów, obrotów, przekładańców, tudzież podrygiwań i bujania, w takt płynącej muzyki porwali owe Diablice i do bladego świtu w świat baśniowy odpłynęli. Tu Anioł z Diablicą bawią się wspólnie...... Raz zjawia się łowca polujący na dusze, które uciekły od swojej cielesnej powłoki, raz jakiś skrzydlaty czy demon schodzi na ziemię robić interesy .....

Tuż przed północą, w samym środku tajemniczej nocy, przed ów zaklęty dwór wszyscy goście wyszli. Zebrali się wokół ogniska w oczekiwaniu na Nowy Rok.....minuta za minutą, sekunda po sekundzie...... aż w końcu wszystkie zegary wybiły głośno odejście w siną dal Starego Roku. Triumfalnie wkroczył na tron Nowy Rok obwieszczając wszystkim swe 365 dniowe panowanie......Zwą go 2009 ..... rok pełen nadziei, miłości, dobroci i obfitości...rok pełen niespodzianek, niezmierzonego bogactwa, tajemnic ukrytych i zakrytych a także opowiadań mrocznych, zaczepno-ironicznych i refleksyjnych...... Korki szampanów wyskoczyły ku gwiazdom, moc życzeń popłynęła z ust do ust....uściski, całusy i uśmiechy.......i póki kogut nie zapieje życzenia same spływają z każdej strony świata...... Każdy kto wokół ogniska się zebrał, pomyśli tedy sobie choćby najcudowniejszą rzecz..... ziści mu się wnet. Gdy kusić będzie nad lewym uchem słomiany diabełek, to z prawej strony wnet Anioł Stróż zjawi się w potrzebie, by chronić najbardziej niewinnych.....

Teraz oby żaden z Aniołów nie zapomniał, że wstać jest zmuszony nad ranem.....słońce znów musi przejść się po niebie a i wszyscy z powrotem zasiąść na niebiosach powinni i dalej spoglądać co się w świecie dzieje........

Z samego rana „skowronki” z gniazda szybko wyfrunęły........ pospieszyły przez las najpierw zobaczyć czy w Ciotuszy Nowej koguty już piały a i inne zwierzęta się pobudziły. A może szli śladami kapliczek???? Mieszkańcy Majdanu Sop. wiele o nich legend i opowieści znają......z ust do ust , z pokolenia na pokolenie sobie przekazują.....a i czasem może jakiemuś turyście opowiedzą??? Wiele tych kapliczek, figurek świętych tu można spotkać...... Czy znacie legendę o stolarzu, który miał piątkę dzieci??? Żona jemu zmarła, ciężko było mu opiekować się dziećmi.....o łaskę i pomoc poprosił Matkę Bożą, wyrzeźbił pięć kapliczek i na okolicznych drzewach powiesił..... Wychowanie nie sprawiało już jemu trudności. Po śmierci stolarza, dzieci opiekowały się pięknymi kapliczkami, potem kolejne ich pokolenia aż do dziś odnawiają i kwiaty polne przynoszą....... A o chłopcu niespełna rozumu, sierocie co żył z tego co wyżebrał???? I jak podzielił się plackiem z figurą jakiegoś świętego, która była bardzo zniszczona......najpierw żal jemu się zrobiło widząc bardziej ubogiego człowieka......dzielił się tym co miał, co wyżebrał. Potem rozgniewał się na owego świętego i co było powodem....... Zwiedzili przy okazji stary młyn, i przez Ciotuszę Starą czarny szlak zaprowadził ich nad bobrowiska........

A gdzie reszta gości sylwestrowych poszła???? W południe, po Mszy Św. w miejscowym kościółku..... to właściwie zabytkowa, klasycystyczna, pounicka cerkiew z 1835 roku, która od 1919 roku do chwili obecnej pełni funkcję świątyni rzymskokatolickiej, wyruszyli na bagna i torfowiska w okolicy Rezerwatu „Nowiny”. To wydzielony na 3,8 ha obszar torfowisk, położony w obniżeniach między wydmami, okresowo zalewany wodą. Na terenie porośniętym roślinnością bagienną i torfowiskową znajdują się między innymi stanowiska grzybienia płn. i rosiczek. Tu na skraju owych mokradeł....hmmm...teraz zimą nieco suchych.....stoimy owiani legendą.....czy i my słyszymy dalekie bicie dzwonów wieży zapadniętego w niewyjaśnionych okolicznościach kościoła......Mieszkańcy twierdzą, że w dzień Wszystkich Świętych słychać też tu jakby śpiew i modlitwy duchów....... A na sąsiednim bagnie, tu niedaleko tego, nad którym stoimy ....stał kiedyś cmentarz i podobnie jak kościół został wciągnięty w głąb ziemi....W okolicach dawnego kościółka i cmentarza mieściła się kapliczka żydowska i osada. Dziś już nikt z sąsiednich wsi nie wie jakie były jej losy........ale jedno jest pewne...to tu jest najbardziej tajemnicze i bardzo trudno dostępne bagno....... Chodźmy już z tego mrocznego miejsca.....gdzie diabeł mówi dobranoc.......resztę legend wysłuchamy przy innej okazji.....

Wyszliśmy rozradowani na tory nieczynnej już wąskotorówki........A tu...... Stoi na skraju lasu lokomotywa, ciężka, ogromna i od niej spływa radość niezmierna.......Stoi i patrzy, śmieje się i dmucha, żar z rozgrzanego jej serca bucha..... Buch - jak gorąco! Uch – jak gorąco! Puff – jak gorąco! Uff - jak gorąco! Już ledwo sapie, już ledwo zipie, a jeszcze palacz radość w nią sypie. Wagony do niej podoczepiali. Wielkie i ciężkie, z uśmiechu i słonka........ I pełno ludzi w każdym wagonie, a w jednym diablica, a w drugim grajek. W trzecim siedzą same Anioły, siedzą i jedzą wykwintne kiełbasy. A czwarty wagon pełen tajemnic, a w piątym stoi mistrz ceremoni. W szóstym serce, o! jakie wielkie! Pod każdą nogą żelazna belka! W siódmym moce piekielne, w ósmym skowronek, dzierlatka i dwie legendy, w dziewiątym - same „syreny”, w dziesiątym – blondyni, bruneci, szatyni. A tych wagonów jest ze czterdzieści.... Sama nie wiem, co się w nich jeszcze mieści. Lecz choćby przyszło tysiąc atletów, i każdy zjadłby tysiąc kotletów, i każdy nie wiem jak się natężał, to nie udźwigną - taka to piękność!

Nagle - gwizd! Nagle - świst! Para z ust! Nogi - w ruch! Najpierw powoli jak żółw ociężale.... Ruszyła ekipa po szynach radośnie. Szarpnęła wagony i ciągnie z ochotą, i lewa i prawa, i noga za nogą i biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej, i śpiewa i skacze, i stuka, łomoce i pędzi.....A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost! Po torze, po torze, po torze, przez most, po słońce, przez śniegi, przez pola, przez las. I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas.... Do taktu gwiżdże i świszcze, i kicha to: Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to, gładko tak, lekko tak toczy się w dal, jak gdyby to była piłeczka, nie skarb. Nie smutna brygada, zziajana, zdyszana, lecz raszka, igraszka, wspaniała ekipa. A skądże to, jakże to, dokąd tak gna? A co to to, co to to, kto to tak pcha? Że pędzi, że śpiewa, że śmieje się, ha-ha? To grupa gorąca wprawiła to w ruch. To radość, co z serca do wszystkich popłynie, i gnają, i pchają, i pociąg się toczy....Bo grono to szczęście wciąż tłoczy i tłoczy.....I koła turkocą, i puka, i stuka to: Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!.......

Kiedy noc zapędzi się już daleko od godzin słońca, gdy zieje mrokiem zdejmującym ciepło z naszych grzbietów, siedzimy blisko kominka. Gdy wpatrujemy się w swobodne pląsy płomienia, a żywy blask ognia drwi z sennej ciemności, pod dwór zajeżdża zielony powóz..... HA!!! Spóźnieni goście, przyjęci radośnie..... I wtedy, gnani fantazją płomiennego tańca wymieniamy między sobą barwne historyje ostatnich dni...... Ugoszczeni czym chata bogata do bladego świtu w kunszt nocnych tańców goście zostają wtajemniczeni......

Dziś wszyscy razem na szlak wyruszyliśmy......ze Suśca , z willami, trotuarami, nowoczesnymi sklepami – ładna, zadbana miejscowość letniskowa, nastawiona na rozwój agroturystyki. Na szczycie niewielkiego wzgórza stoi tu zabytkowy kościół parafialny (z 1868 r.) p.w. św. Jana Nepomucena, patrona Czech. Zginął w 1393 r., z ręki króla - Wacława Luksemburskiego, za odmowę złamania tajemnicy spowiedzi. Ciekawy jest także drewniany młyn wodny z 1925 r., zbudowany nieopodal stawu "Morskie Oko".

Szlak prowadzi nas przez las....... szlak Walk Partyzantów.....stanowi część Parku Krajobrazowego Puszczy Solskiej.......... urzeczeni lasem, jego żywicznym zapachem...... oczarowani tym zakątkiem ze strzelistymi jodłami, potężnymi przestojami buków, najpiękniejszymi borami sosnowymi, omszonymi i porośniętymi hubami. Zapewne większości z nas przypomina się jego letni zapach, oaza napełniona śpiewem ptaków, które dziś siedzą skulone i niemrawe wśród gałęzi albo w dziuplach. Czasem przemknie tylko między drzewami kuna czy spłoszona sarna, a wśród traw zaszeleści niewinna jaszczurka, natknąć można na wygrzewającą się w słońcu groźną żmiję. Wzrok pomyka w nieogarniętą majaczącą dal w czasie...... hen hen....... Dziś zniewala nas cisza, niezmącony spokój i zmysłowy zapach.......nie dociera warkot samochodów i miejski smog, szerokiego horyzontu właściwie nie mącą dymiące kominy.

Dochodzimy do stóp rozległego wzniesienia o stromych 20-metrowych ścianach, położonego w widłach Tanwi i dawnej doliny Jelenia. Owo miejsce zwią Kościółkiem lub Zamczyskiem..... Historię ma bogatą...... najwcześniejsze ślady osadnictwa datuje się tu na VIII-IX w., a samo grodzisko na XII-XIII w. Prawdopodobnie miejsce to nie było stale zamieszkiwane, a służyło jedynie za schronienie w czasie najazdów. Miejsce owiane legendą.....poznać ją warto...... Stał tu zamek, który wzniósł Gołdap. Rycerz ten miał tylko jedną, za to bardzo urodziwą córkę - Tanewę. Podczas nieobecności Gołdapa, połakomili się na nią tatarscy najeźdźcy. Podwładni zamku bronili dzielnie. Tatarzy wyłapali jednak zamkowe gołębie, które skusiły się na rozsypany przez nich groch, maczany w gorzałce. Następnie przyczepili im do nóg tlące się huby i wypuścili. Gołębie poleciały na zamek, wybuchł pożar, którego nie udało się opanować. Dumna Tanewa skoczyła z wysokiej wieży albo do głębokiej studni, która się natychmiast zapadła, tu trochę niejasności....różnie ludzie o tym prawią......, wybierając śmierć. Gdy rycerz wrócił i spojrzał ze smutkiem..... zrozpaczony zburzył zamek, a resztę życia spędził w samotni. Jakby nie było, wzgórze kiedyś nazywano Gołdą, a pobliską rzekę do dziś Tanwią.......

Na początku XVIII w. na terenie grodziska Zamoyscy ufundowali tu klasztor. Była i cerkiew greckokatolicka pw. św. Bazylego, która później stała się kościołem rzymskokatolickim. Z uwagi na odludne miejsce, ok. 1796 r. świątynia ostatecznie została rozebrana. W następnych czasach chronili się tutaj powstańcy i partyzanci. Upamiętniają ich krzyż i pomnik, które znajdują się na szczycie wzniesienia........ A historia wciąż biegnie i biegnie zapisując na swych kartach różne wydarzenia...... co się tu jeszcze będzie działo...... tego nie wie nikt..... Czy i my będziemy mieli swój udział w jej zapiskach......warto tu zaglądać co jakiś czas.....

Przekraczamy Tanew, która stąd aż do wsi Paary stanowiła dawną granicę między Królestwem Polskim a Galicją. Przekraczamy kładkę i wchodzimy na teren Galicji.... Zaczyna sypać śnieg..... Krok w krok....raz prawa, potem lewa albo odwrotnie...najpierw lewa potem prawa....nieważne....idziemy przez las zatopieni w własnych myślach, zamknięci szczelnie w kapocach, albo w rozmowach...... Dochodzimy do Borowych Młynów. Tu czeka nas uczta....ognisko rozpalone z trudem, bo gałązki są mokre. Wokół drewnianego stołu biesiadnicy się zebrali..... ...stoliczku nakryj się.....wnet dobrodziejstwa z plecaków wyskakują, to półmisek z wędliną, to obok stanęła sałatka ze śledzi, z drugiej strony słoiczek ryb w oleju, grzybki na przystawkę...... termosy gorącej herbatki tudzież napój rozgrzewający to podstawa........sypie śnieg dużymi, białymi płatami.....jakby ktoś rozdarł poduszkę z pierzem....... Jest grajek co piosnki piękne wygrywa....by nie zamarznąć do roztoczańskiej ziemi w takt owej muzyki podrygujemy.....Jeszcze wręczone zostały „papiery” nowym członkom.......oficjalnie już do naszego grona zaliczani......Ania, Misiek, Marcin, Sylwek.......Gdy karoca czerwona zajeżdża, wsiadamy i w pędzie wichru i śnieżycy na obiad gnamy. Szelest lasu i szum wody zastąpił miarowy stukot kół.....

Sobota..... het, het, gdy nawet myślami trudno cofnąć się w czasie...... to szósty dzień pracy nad stworzeniem tego świata..... spakowani, ciepło ubrani wyjeżdżamy. Woźnica nasz zajeżdża do Narola, ostatniej miejscowości położonej po polskiej stronie Roztocza. Na jednym ze wzgórz, ok. 1,5 km na północ od Narola wznosi się otoczony parkiem pałac późnobarokowy. Wybudowany w drugiej połowie XVIII wieku przez Feliksa Antoniego hr. Łosia, osobistość ciekawa, choć mocno kontrowersyjna. Był on człowiekiem niewątpliwie wykształconym, o zamiłowaniu do sztuk pięknych i kolekcjonerstwa, poseł do Sejmu Czteroletniego, wojewoda pomorski, ale zwłaszcza w późniejszym wieku nie pozbawionym pewnych dziwactw i śmieszności. Mieszkał głównie w Narolu, gdzie wykończył ufundowany około 1770 r. przez ojca kościół, podziemia jego przeznaczając na mauzoleum rodzinne. Założył w owej miejscowości teatr i szkołę dramatyczno - muzyczną., uruchomił wielką fabrykę gontów. Najtrwalszą wszakże po hrabim Feliksie Antonim Łosiu pamiątką jest wzniesiony przez niego na wzgórzu pałac z ogrodem włoskim o trzech kondygnacjach....z alejami lipowymi, grabowymi oraz drzewami iglastymi i bukszpanem, inspektami, jak też placami do gier. Droga do dworu była topolami i lipami rozkosznymi wysadzana, oraz pięknymi domami. Przed bramą wjazdową na dziedziniec paradny stanęły dwa obeliski, wyrastające z kwadratowych cokołów i profilowanych baz. Na cokole obelisku prawego do obecnych czasów zachował się napis majuskułą, głoszący następującą przestrogę: DEUM COLLE HOMINIBUS SUCCURRE VERITATEM SUSTINETO LEGIBUS PARETO......”Chwalić Boga, pomagać ludziom, zachowywać prawdę, przestrzegać praw”. Narolska posiadłość jest jednym z nielicznych obecnie pozostałych w Polsce przykładów dawnych, wielkich rezydencji kresowych. Wiele publikacji napisano o tym pałacu....szczególnie o jego niezwykłej, pełnej emocji historii. Kartek by nie starczyło, by wszystko opisać.... Warto jeszcze wspomnieć, że od 1995 r. pałac i przylegający do niego park są znów własnością prywatną. W celu przywrócenia dawnej świetności pałacu w 1999 r. powołana została Fundacja Pro Academia Narolense. Jej celem jest jego odbudowa i utworzenie Międzynarodowego centrum Szkoleniowo-Artystycznego, kontynuującego tradycje Akademii Narolskiej Feliksa Antoniego hr. Łosia. Czas wracać do domu..........

Za górami, za morzami, w dalekiej krainie czarów, przy kolebce Roztocza zebrały się dobre wróżki ze swą królewną na czele...... I gdy, otoczywszy ową ziemię, patrzyły jak na uśpioną twarzyczkę dzieciny, królowa ich rzekła: - Niechaj każda z Was obdarzy ją jakimś cennym darem wedle swej możności i chęci...... Wyczarowały dla łowców widoków prawdziwy raj. Nienaruszony krajobraz, ciszę i majestatyczne piękno bez liku. Liczne uroczyska leśne, rezerwaty i pomniki przyrody, kaskady rzeczne na Jeleniu, Tanwi czy Sopocie oraz zabytki historii. Wszystko otoczone pięknymi i bogatymi w runo leśne lasami, po którym stąpa się jak po miękkim dywanie z puchu, dziś przykryte białą pierzynką. Niemal jak za dotknięciem różdżki pierwotna puszcza, z dorodnymi świerkami, jodłami i sosnami zatrzymały się na skraju wąwozu. A nad brzegiem rzek króluje olcha czarna i jesion wyniosły..... Malownicze doliny, kolorowe pagórki, lessowe wąwozy i urokliwe wodospady, wyczarowały piękność jak bukiet kwiatów co nigdy nie więdnie. Błękitne oczy, które nie gasną wraz z młodością, nie zaćmiewają się łzami....... Wysmukłe, strzeliste rosną drzewa, co wspaniałe ich korony wybujały tu w górę na ponad 50 metrów, co wicher nie łamie, od wschodu przystępu zimnym wiatrom bronią. Jest skarbem otwartym, co wśród ludzi nie budzi nienawiści. A wioski i miasteczka, rozproszone wśród ogromnych pól i niezmierzonych lasów, ozdobione kopułami cerkwi, wieżami kościołów, z radością turystów ugoszczą ........

To usłyszawszy, królowa wróżek pochyliła się nad śpiącą „dzieciną” i dotknąwszy rękami jej serca, rzekła:
 -Bądź owa ziemio zawsze taką!


Natalia F.