ptt_tbg.jpgptt_zima.jpg
Niemalże każda wyprawa na Ukrainę budzi w nas wspomnienie o Mieciu. To On zaszczepił w nas te wędrówki, zachęcił do przebycia tych szlaków...na Pikuja, na Połoninę Borżawy i wiele innych, bo znał ich urok i piękno. I choć już z nami się pożegnał, to my nadal Go wspominamy, bo żyje w naszych sercach. Póki nogi nasze będą iść śladami Mieciowych szlaków, to wspomnienie o Nim będzie wciąż żywe a ponadto przekazywane kolejnym pokoleniom. Bo czyż można zapomnieć o naszym Przyjacielu? Fotorelację dedykuję pamięci Miecia.
Natalia
Back
Jeszcze nie czas swe marzenia do kąta kłaść...
Zostawiamy milion ważnych spraw i pierwsi gnamy na szczyt!
Co tam!!! Spoczniemy chwilę...przecież nie zaszkodzi :-)
Góry, moje góry...po kiego pierona znów po was będziemy wędrować?
W Waszych uśmiechach jest wszystko zawarte...góry i niebo i tęcza...
Takie zwykłe, takie proste...tutaj na wielką wagę...wspólne wędrowanie :-)
Te góry są dla niepoprawnych marzycieli.
Tym co iść się nie chciało...
I czas zegary wstrzymał, wstrzymał oddech wiatr...i nikt z nas dziś nie będzie liczył kroków.
I jest jak przy pierwszym pocałunku...
Nie patrzyłeś w tył, Ty szedłeś na Stoja jak w dym!!!!...
Nas nic nie nagli, nas nic nie peszy...zresztą – dlaczego dziś?
Prawda jest taka, że udajemy, iż nam się nie chce iść...
Historia zmyślona...trochę banalna...ramię w ramię szliśmy w kierunku Wielkiego Wierchu 1598 m n.p.m...
Od brzegu górskiego, po górski horyzont, wędrujemy spokojnie, pośpiechem się brzydząc!!!
Korowód chwil, korowód zdarzeń, szaleństwo czy nuda obok nas?
Białym latawcem dzień wypłynął, nad Himbą biała sukienka...
Za siódmą górą, za siódmą rzeką...dziś swoje sny zmieniamy na Połoninę Borżawy :-)
Lustereczko powiedz przecie...kto jest najpiękniejszy w świecie???
Połonino Borżawo...długo was nie widzieliśmy, czegoś nam brakowało, ciebie widzieć żądaliśmy...
Gdzieś zawieruszył się widnokrąg...pół życia, pół zguby...jak macie na imię...Płaj?
I cóż moi drodzy...plecaki zakładać...Stoj czeka, ugościć pragnie!
Tęskniąc za wami zadaję pytanie: Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie?
Natchnienie jak marsz po chmurach...góry, skały, połoniny...
I tłumaczyłem niejednemu, jak to jest...że mam tu swój świat...
Są góry, horyzonty a Wy idziecie jak czarodzieje, jak dobrodzieje...
Nad szczyt, nade wszystko miłość do gór ma ogromna...
Na tysiąc lat, w otwartym nagle oknie, w cieniu za firanką...Stoj 1681 m n.p.m.
Co tu grać, co tu kryć... piękność, talent to zaszczyty niewieście :-)
Ech, baby...szalejcie, garściami bierzcie co chcecie...
Jest w nas miłość do gór...zna ją, kto poznał wędrówki smak...
Będziemy zbierać wspomnienia z najpiękniejszych chwil...
Ach, panie, panowie....przyśniło, olśniło, wyśniło się to nam do dna...który to raz znów jesteśmy ra...
Wietrzyk w górze gra, dróżka w dole gna...dziś Natalki urodziny!.
Wokół góry, góry i góry...i całe nasze życie w górach...
To nie trudna rzecz, to takie proste...trzeba tylko wyciąć własną ścieżkę...
Drogo daleka, drogo bez końca, pozwól nam iść tak cały dzień...
Zamienimy oddech w wiatr, by wciąż w te wierchy powracać....
Lekko, wesoło przed siebie idziemy, na umówione spotkanie gdzieś w dolinie...
Ach, brachu., mówię Ci...to tak trzeba...z wiatrem biegać, z ptakami śpiewać i strumyk przeskoczyć.....
Nawet nie wiemy jak tam sprawy za lasem, rano wstaliśmy, poemat chwalimy...wyszliśmy w góry :-)
Kto nosi brodę, spodnie w kwiatki założył modne...kto??? No, powiedz –kto???
Tylko kosturka w rękę wziąć i iść przed siebie wprost...na Połoninę Równą..
Między ciszą a ciszą sprawy się kołyszą... i idą, i płyną...nad jeziorkiem Komsomolskim...
Ile wspólnych chlebów rozkrajanych? Pocałunków? Schodków? Marzeń?
W schadzkach, przeprowadzkach, poznaliśmy się do cna.
A ty stoisz zamyślona...
Chodźmy tam, gdzie nas oczy poniosą, chodźmy tak daleko jak nas nogi poniosą...
Pieszczotą wiatru nadstawili czoło...czy powróżyć????
I znów upór , żeby powstać...i znów iść i dojść do celu!!!
Trochę wolniej, wolniej!!! Dokąd tak rwiecie??? Czyżby na Połoninę Równą???
I zapomnieć wszystko...jaka epoka, jaki wiek...
Czym mamy opisać waszych kształtów firmament, pradawnych bogiń niebiańską skończoność?
Wypatrywałam Cię w górach i umazanych chmurach...
Piekielne pomysły działają na zmysły, a dusza gdzieś skryta nikt o nią nie pyta...
Przeznaczenie nagle daje znać... każdy szlak nasze imię zna, wypisane metr na metr!
Piszecie mi w liście, że kiedy pada, kiedy nasturcje na deszczu mokły...ach, chodźcie, pomalujcie św...
Każdy swoje dziesięć minut ma...by na jawie wejść na Równą 1482 m n.p.m.
Tak się dziwnie w życiu darzy, że znów stanęłam na szczycie Równej :-)
Szukaj nas cierpliwie dzień po dniu...w zawiłym horoskopie, na tysiąc lat, w deszczu i we mgle...
Marmoty...na starcie w Przybysławicach....
Ukraina jest zielona, w dole i na nieboskłonach..
My ze szlaku nie zboczymy, na Pikuja wędrujemy!!!
Chmury skłębione niosą chmury i mgłę a wiatr gwiżdże nam melodie...
Teraz ścieżka pośród drzew wiedzie nas w cudowny świat, na górę, którą znamy nie tylko z mapy...
I żeglujemy sobie razem tą tawerną....
Dokąd?? Skąd??? Dopóki sił jednak iść!!! NA PIKUJA!!!
Zagapiły się, zapatrzyły całkiem oniemiałe...
Dopóki ziemia kręci się, dopóki jest tak czy siak...
I nie ma dla nas takich gór, gdzie nie ma wejść...na Pikuju 1408 m n.p.m.!
Za to, że zdobyliśmy Pikuj...dziękujemy. A to, co będzie tak, wezmę, co mi dasz...
Może kiedyś innym razem...może w maju, może w sierpniu znów spotkamy się na Pikuju?
Niosę ze sobą starą treść, dreszcze na wskroś serc i dusz.
My was kochamy nasze góry, i miłość nasza nigdy nie rdzewieje!!!
I nigdy nie wiesz czy zakręt ten już ostatni???
Na nas już pora, nim gest za obszerny, nim karta znaczona...
Nie ma lepszych dni od dobrych razem na szlaku...
Być może kiedyś znów tu zabłądzę... z wami do tych gór!!!
Jaki był ten dzień, co darował, co wziął????
Nawet nie wiemy jak tam sprawy za lasem? Rano wstaliśmy, poemat chwalimy...na Ciucha wychodzimy.
Na rozstaju dróg...gdzieś pod Schodnicą...start na Ciuchowy!
Po wariacku pokochaliśmy bardzo, te dziwne wędrówki...
W nich początek i w nich koniec, między nimi cała przestrzeń...
Tańczy jedna frywolna i zgrabna, plamista...a może i za nią druga wesoła i powabna?
Gdzieś pędzili, gdzieś walili tabunami...przez las na Ciuchowy ( 939 m n.p.m. )!
Od zmartwień wolni i od trosk zdobędziemy szczyt
W każdej chwili swej legendy...mają swój początek!
Nie ma dla mnie takich gór, gdzie nie ma wejść...
Póki co w zamęcie trwam, liczę na palcach lata szare...
Nikt nie wie skąd idą, jaki wiatr ich tu przywiał...
Kończy się los nas tułaczy, wędrowców co szli przed siebie...
 
 
Powered by Phoca Gallery