ptt_tbg.jpgptt_zima.jpg

Z morskich opowieści... Z portu w Chyrowej... [30.12.2009-03.01.2010r.]

.........Echem brzmią korsarzy czyny, nieraz o nich usłyszymy!!! Nawet po stu latach morskie głębie snują opowieści o piratach..... Wskakuj na pokład!!! Załoga „Wściekłej pchły” już jest gotowa do rejsu! Popłyniemy po przygodę, skarby i sławę!!! Podnieś żagle, popuść fok, miej się na baczności i rozsądny bądź..... Pofruniemy razem do krainy róż, przepłyniemy wzdłuż i wszerz bananowych siedem rzek, przemierzymy w kłębach chmur czekoladowych siedem gór.....

Pewnego grudniowego dnia wbiegłam na poddasze. Stała tam stara szafa, która czeka od lat, żeby ktoś do środka zajrzał i kurz zdmuchnął..... zapewne tak stara, że głucha i nic już nie słyszy, i tak stara, że niczego nie rozumie, ale na pewno zwykła, w swej zadumie przedziwna..... Ku ogromnemu zaskoczeniu łatwo otwarły się drzwi i na podłogę wypadły dwie kulki naftaliny oraz osobisty pamiętnik herszta piratów ......hulaki i rozpustnika, przez niego samego spisany. Trzymam w ręku zwinięty rulon pergaminu i myślę, że nie jest to zwykły pamiętnik. Czuję, że owa historia zależy również ode mnie......

Zaczynają dziać się dziwne rzeczy....

....Gdzieś daleko, gdzieś na morzach, gdzieś na morskich fal bezdrożach, gdzie krainy są bez mapy.... wieki temu, albo i może to wczoraj było.....W pewnym porcie jakich wiele, ale jedynym o nazwie Tarnobrzeg, przed tawerną „Tapima” zebrała się brać piracka...... Pierwszy stawił się kapitan, który mir miał wśród załogi niebywały. Zabijaki się go bały, najgorszego nawet sortu. Pod żaglami „Wściekłej pchły” stał bosman, co rubasznym śmiechem rozładował atmosferę. Stał wytrwale za sterem....chociaż potem się zdarzało, że nam bosman się rozmarzył. Gdy go wówczas poprosić, swą harmonię przynosił....siadał w kącie, na rufie i grał.....opowiadał o morzach, o bezkresnych przestworzach, opowiadał o przygodach, o walkach, które przeżył on sam....... opowiadał o dziewczynach z Bombaju, co namiętnie kochają..... Z nimi dwoma razem żeglować będzie zabijaków paczka cała. Wśród załogi nie brak zuchów, co mają kolczyk w uchu. I jak zwyczaj morski każe każdy z nich ma tatuaże.... Co tchu w piersi przybiegł Osiłek, który dla bardziej mrocznego wizerunku na prawe oko założył czarną opaskę. Obok stanął Ważniak, niepoprawny moralista, co na łajbę ledwo się wdrapał. W rękawie ma hak, jako jedyny nosi okulary i wciąż pisze złote myśli. Ciamajda się przewróci czy potknie. Mimo tej przypadłości zawsze uśmiechem Cię obdarzy...Ojejjjjku, co za piraci.....wcale nie brodaci!!! A co tak huknęło??? Skąd to głośne trach??? Ach, to Laluś spadł do wody, gdy wchodził na trak w stroju galowym. Zgrywus, co wzrostu jest trzech jabłek, załogę zasili w zwariowane pomysły.....Na czas się stawił Jack, Nożownikiem zwany oraz Szlachcic Logan, hulaka i rozpustnik, co ożenił się z piękną Rabiną wbrew jej woli. Jest i kanonier, co w ostatniej potyczce stracił nogę...spalony słońcem, w jednej ręce dzierżący szablę...... Jim Kulawy w trójgraniastym kapeluszu, z zawadiackim uśmiechem, drewnianą nogą, hakiem zamiast ręki, z papugą na ramieniu, potężną brodą i błyskiem w oku. Stawił się i John Pomarańczowy co z kapitanem jadł ziarna pieprzu z tranem, Czarnobrody co dwakroć uniknął stryczka, raz więzienia, trzykroć ścięcia. Długi Ben.......co z wielu beczek pił wodę, rumu spił trzy galony i jednego zjadł wieloryba.....i na końcu dołączył Janko Pistolet co kiedyś bił się na dnie mórz ze zgrają krabów, małży i ośmiornic!!!

Na daleki rejs nie wypłynęli sami....Kobiety zawsze odgrywały ważną rolę w ich życiu – czy były to ich żony, dziewczyny czy legendarne syreny, rusałki i nimfy, mieszkanki latarni morskich, ratujące rozbitków albo i rozpustnice z wybrzeża..... Czasem to sekutnice, hetery, zmory, jędze etc. Ale wszystkie tajemnicze, zmysłowe, zniewalające....często zalotne, zadziorne, w razie potrzeby niewinne. Na pewno szalone, przy tym urocze, na każdym kroku podkreślające swą kobiecość..... kokietki niebywałe... Niejeden poeta by się zachwycił....Pierwsza na pokład weszła Marion, która rozkochała w sobie samego Robina. Tuż za nią piratka, co doskonale zna swoją drogę i zawsze trafi do celu...niekoniecznie z pistoletu. Swą osobą zaszczyciła pewna piękność...szyk i elegancja idą w parze z urodą, zawsze ogłaszana jest Królową Mórz. W rejs popłynie odważna, ale jeszcze młoda dziewczyna korsarza, która walczy o wyższą rangę. Z dumą wkroczyła awanturnica, która zwiedzie każdego na manowce. A jakie miejsce zajmie Mary Read, dla której nie ma takiej przeszkody, której by nie pokonała??? A domorosła piratka w aksamicie i koronce, dla której nie straszne są morza i oceany..... A Granuaile....czyżby urodzona pod ciemną gwiazdą??? Jeszcze na łajbę wbiegła łowczyni skarbów z najwyższej półki, córka łupieżcy, której łupy stały się już wielką legendą ......Oooo....czy ostatnią była ta, która wie, jak chwycić ster w swoje ręce...... blondynki, brunetki.....to już wszystkie dziewczyny...???

W południe 2009 roku, w porcie na wschodzie Polski wrzało jak w ulu.... W zimowy, pochmurny dzionek część piratów wspinała się na reje, inni zwisali na linach wokół wciągniętego na brzeg potężnego kadłuba statku, który pokrywał się już cienką warstwą śniegu. Mężczyźni przekazywali sobie z rąk do rąk beczki, skrzynie, paczki, wory, narty..... Pod żaglami „Wściekłej pchły” stoi bosman już za sterem..... – Wciągnąć żywo mi banderę!!!

Już powiewa czarna jak noc flaga, trupia czaszka i krzyż z szabel. Wiatr nasze twarze smaga, czas piracki zacząć szaber. Pirat bowiem żyje po to, by odbierać innym złoto..... Po skarby Neptuna już wyprawę zacząć czas, by nie marniały tam, wśród pałacowych bram.
Klejnoty i złoto, jeśli tylko będziesz chciał, zostaną łupem twym, więc spróbujemy swoich sił....

Przez spienione głębie, w płatkach śniegu, miłym kołysaniem, świata kolebaniem, nieustannym żeglowaniem popłynęła nie za długo „Wściekła pchła”. Miała na burcie dział trzydzieści, a ładownia jeszcze mieści sto muszkietów, szabel tysiąc, dwieście kordelasów, na dodatek – mogę przysiąc – pistoletów ze dwanaście.

Bardzo zwrotny płynie slup piracki, gdy z bocianiego gniazda Czarnobrody krzyczy: - Kapitanie, holenderska barka na sterburcie! Zatopią nas! Kapitan spokojnie: - Nie bójcie się chłopaki, zdobędziemy, będzie łup... - Do abordażu! Dymy z muszkietów!!! Walka wygrana, kilku piratów padło, ale łup jest nasz. Po chwili z bocianiego gniazda: - Kapitanie, hiszpański galeon na bakburcie, zginiemy!!! Kapitanie, pięć fregat od dziobu!!!..... - Do stu piorunów, steeer w plecy, byleby tylko ładna pogoda była i kurs 49° 31' N 21° 37' E, to na Chyrową utrzymany!!!! - Uwaga!!! Wrogie statki z lewej....Oooo i z prawej!!! Strzelaj do nich!!! Wokół bitwa, dudnią działa, morze drży i ziemia cała.

I tak łajbą płynęliśmy po morzu, ku południowi, wiatr powierzchnię wody srożył, niósł płatki śniegu w ciemność. Pokonaliśmy przeszkody, wróg zaskoczony.....honor i męstwo to podstawa!!! Zawsze wierzymy w zwycięstwo, choćby wrogiem czart dowodził!!!

Wnet ukazało się z prawej burty ogromne widmo. Kapitanie???!!! Ster na lewo..... Luneta jest już przy oku .... Bosman czyta co na boku ma napisane.... Ble...ble....ble....zamazane litery??? Statek murowany, więc to nie są żadne czary....Kto ochotę ma na zwiady, niech dobędzie swojej szpady. Kilku śmiałków się znalazło, ale Bosman....

- Do stu tysięcy beczek solonych śledzi, przecież to cel nasz w Chyrowej!!!

Wpłynęliśmy do przystani, gdzie nieraz już znaleźli schronienie piraci dawnych wieków, będący plagą wszystkich mórz. Znajduje się tutaj historia ich zbrodniczych wyczynów i rabunków, zaś właściciel tego portu dokłada wciąż wszelkich starań by dostarczać cumującym coraz więcej nowych okrutnych rozrywek.

Przybiliśmy do przystani otoczonej zaczarowanymi wzgórzami ...zaczarowanymi, bo tutaj spełnić się miały nasze marzenia o ziemi obiecanej, o podbojach, skarbach i miłości.....Do miejsca, gdzie każdy, kto ”przyjaciel” może przypłynąć, spędzić godzinę... dzień... tydzień. Do miejsca gdzie ognisko płonie do rana, a śpiew echem odbija się od pagórków .....Za siódmą górą, w starym raju, gdzie brodaci garnki lepią......

23 lipca 1698 roku kapitan Rabbarbar został osądzony za uprawianie piractwa i stracony nad brzegiem Tamizy. Tak zakończył swój żywot jeden z najsławniejszych korsarzy. Na dzień przed egzekucją Rabbarbar przekazał swojemu bosmanowi Benowi Kolczastemu skrzynię. W jej podwójnym dnie odkrył mapę..... kawał płótna z zaznaczoną drogą po skarb, który na dalekich szczytach Beskidu Niskiego przemyślnie ukrył kapitan.......i kartka „Gdyby się coś złego stało do domu rodzinnego skrzynię prześlij. Mej rodzinie powiedz to, żem na statku służył dzielnie i wytrwale... na mostku kapitana i na dziale. Skarb schowałem za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami, za siedmioma górami pasma dukielskiego, w piaskowcach jedenastej jaskini. Sto albo i sto jeden przeżyłem abordaży. Gotowałem w kuchni żurek, w nocy barszcz czerwony doprawiałem..... ziemniaki dla załogi obierałem, pieprz sypałem do bigosu. Wacht odbyłem setki razy.... Oficerskiego stopnia dotąd mi nie przyznano, bo zabrakło stopni w skali. Zresztą, ja sam wzbraniałem się przed zostaniem admirałem. Zawsze ich bardzo kochałem”.... Tymczasem, gdy się zrobiło widno, „Wściekła pchła” mknęła ku mrożącej krew w żyłach przygodzie. Jedne fale statek unoszą drugie w burtę tłuką. Mijamy brzegi, wieloryby, ławice ryb, gdzieś na skale lśni latarni złote oko. Cicho poświstują liny, skrzypią bomy, ster łomotał luźno na boki, tak w mórz bezmiarze statek piratów nieść się żaglom każe. Czy to sen czy jawa........ Róża wiatrów nas poprowadziła do wybrzeży Dukli, 49°33'N 21°41'E.....nad Jasiołką, u podnóża góry Cergowej (716 m n.p.m.) na północnym skraju Beskidu Niskiego z 10 jaskiniami szczelinowymi. U podnóża północno-zachodniego stoku Cergowej znajduje się cudowne źródełko zwane "Złotą Studzienką" wraz z kaplicą, związaną ze św. Janem z Dukli, który wiódł tu pustelnicze życie. Iluż piratów nawrócił na prawą drogę??? Jakieś pół mili na północny wschód od jej krańca, trwamy na pokładzie jeszcze kilka chwil....w niepewności co mamy robić.... do ucieczki się sposobić czy też może Duklę zdobyć??? Nie, nie cofniemy swej decyzji.... wyruszamy rozszyfrować intrygującą łamigłówkę kapitana Rabbarbara, skarby zdobyć, szczyty pokonać, jaskinię odnaleźć, zwycięstwo hucznie obchodzić!!! Szalupę spuszczono w morze z hukiem, w łodzi siedzi cała nasza brać piracka. Wnet w ruch poszły wiosła. Podpłynęliśmy do brzegu.......Brzeg był tu niski i znaczną część obszaru pokrywał ciemny las. Wzgórza rysujące się ostro ponad lasem, wystrzelały niewysokimi wieżyczkami niekoniecznie nagich skał. Wszystkie miały niezwykłe kształty, sześciuset....... siedmiuset metrowe ściany...... najdziwaczniej ukształtowane, z piedestałem lub nieforemnym czubkiem....po prostu garbate. Przeważają tu wąskie grzbiety o przebiegu równoleżnikowym lub z północnego zachodu na południowy wschód. Ów teren zwany Beskidem Dukielskim ma urozmaicone ukształtowanie powierzchni. Występują tu obok siebie pasma o układzie tzw. rusztowym, wzniesienia wyspowe, oraz odznaczające się dużą indywidualnością. Zróżnicowanie to jest konsekwencją skomplikowanej budowy geologicznej regionu. Mimo tego, ów szczyty regionu nie należą do zbyt widokowych ze względu na duże kompleksy leśne porastające partie wierzchołkowe....Ale jest kilka miejsc, które gwarantują wspaniałe widoki...hmmm... czy los nas tam zaprowadzi ???

Dotarliśmy dokładnie tam, gdzie na mapie widniała kotwica, około jednej trzeciej mili od żółtego szlaku. Wydawałoby się, że miejsce to jest niezamieszkałe.....nie widać było domów, sklepów, pustelni, ponieważ las zasłaniał je przed naszymi oczami. I gdyby nie owa mapa, można by sądzić, że odkąd Beskid Niski wynurzył się z morskiej toni, potężnego oceanu Tedyty, my pierwsi rzuciliśmy tu kotwicę. Szliśmy na południe przed siebie, wciąż się wspinając do góry, nie za ostro, tak w sam raz..... wszędzie pusto, wszędzie głucho jak to w górach bywa zwykle o tej porze roku. Maszerujemy jeden za drugim najpierw przez pola, potem zaś pasmem zarośli i dziczejącej łąki. Za sobą słyszymy wciąż grzmot fal nieustannie uderzających o brzeg. Wkrótce zaczęły owiewać nas cieplejsze podmuchy, a po kilku krokach wyszliśmy, jeszcze nie zdyszani, do płaskiej kulminacji zwanej Kardasz z rozległym widokiem. Stanęliśmy jak wryci, oniemiali , zachwyceni..... za plecami swoimi zobaczyliśmy morze..... szare, łagodne, choć mgliste aż po horyzont. I fale bijące o brzeg, i bryzgi białej piany na każdym szczycie...... Na północy widać kotlinę Dukli, za nią pasmo wzgórz Pogórza Jasielskiego, a dalej jeszcze Doły Jasielsko- Sanockie z bielejącymi osiedlami Krosna.... Horyzont zamykają wzniesienia Pogórza Strzyżowskiego. Otwarte morze wokół wyspy nigdy nie było spokojne.....Nawet jak słońce jaśniało na niebie, jak powietrze było nieruchome, a tafla wody gładka i błękitna....te potężne fale toczyły się wzdłuż brzegu rycząc i hucząc w dzień i w nocy. Nie ma chyba na całej wyspie takiego zakątka, dokąd nie docierałby ich grzmot, triumf i potęga......

Czas ruszyć w drogę....dni są takie krótkie a z mapy wynika, że droga jeszcze długa. Szlak zaprowadził nas wygodną ścieżką w gęsto podszyty las mieszany. Tu bryza morska jakby wyczerpana swą niezwykłą gadatliwością już nieco przycichła. I chyba tylko słychać było szmer duchów ukrytych w powykręcanych drzewach. A na rozwidleniu szlaków zdybał nas głód......Ktoś krzyknął „Stoliczku, nakryj się”...i cuda pojawiły się niebywałe. Jakby lotem mewy usłyszano i do stołu podano.....czary nad czarami, do syta najedzeni, kubek gorącej herbaty krążył z rąk do rąk..... Nie, nie na długo w jednym miejscu zabawiliśmy..... przyszły nagle lekkie, zmienne powiewy z południa i południowego wschodu, niosąc ogromne ławice mgły. Powietrze pomału przybierało barwę ołowianą, jak wtedy gdy wypłynęliśmy w morze. Zrozumieliśmy, że nie możemy się ociągać, jeśli jeszcze dziś chcemy znaleźć skarb a nie stratę..... zatem ruszyć nam w drogę już czas, na wprost przed siebie żwawo idziemy, liczyć kroki zaczynamy. Skarb kapitana to zdobycz trudna, bo może go strzec z tysiąc szyfrów. Patrzymy na mapę, patrzymy na horyzont....to już blisko......z której by tu strony natrzeć??? Czy z muszkietu huknąć strzałem, czy od razu kropnąć działem??? Czasem bywa, że kto czeka ten wygrywa.....czasem jaki czort prześcignie....Co tu robić??? Czas nas nagli, niech to wszyscy morscy diabli!!!! Oooo...a cóż to, czyżby nieprzyjaciel z lewej strony nas okrąża???? Mgłą się zasłania, dmuchnął ostro w nasze twarze, gdy wyszliśmy na trawers. Trzeba dobyć więc oręża, by wywiązać się z kontraktu i nie trafić gdzieś do gazet, do rubryki „Tchórz miesiąca”....Już o szablę szabla iskrzy, pistoletów huk nam świszczy......Górą nasi, to wspaniale.....każdy uszedł z całą skórą, nie oddamy głowy katom!!!! W chwale ruszamy naprzód, o nas niejedną pieśń zanucą.....lecz przeczucie nas nie opuszcza, że to może być pułapka. Zna przypadki takie morze i nie tylko, pewnie z tuzin mych kamratów zwiodły łatwych skarbów wizje... To gdzieś blisko już musi być, czujemy to w kościach.... rośnie wciąż w nas napięcie. Ale jak znajdziemy we mgle starą skrzynię, osadzoną w liny zwojach??? Ponoć to skrzynia po nabojach, niezłocona, dymem lekko osmolona........ Niech nas piekło weźmie jeśli jej nie znajdziemy. Pod wiatr, pod górę wciąż razem zasuwamy....czy zostanie po nas ślad, że byliśmy tu, czy wrócimy razem tu znów??? To jest przecież ziemia nasza rodzinna, gdzie jest drugi taki kraj??? Prowadź nas drogo od krańca do krańca gór..... Na co nam tam brylantyna, puder puch, dwa dołeczki, ładne oczy.......skarbu wciąż szukamy. Mamy przed sobą jeszcze w planie długie życie pełne przygód.... może brak jest wygód, ale dla morskiego wilka najważniejsza jest pasja w wolnych chwilach. Różnie na morzu świat buja......raz jest rajem a raz piekłem. Morze bywa gładkie niczym łąka, wdzięczne niby śpiew skowronka, lecz wystarczy lekka bryza, podmuch wichru, błyskawica......burza, która nieba twarz zachmurza, aby morze było inne. Każdy z nas zasmakował....lazurowego morza i sztormów trwogę. Widzieliśmy wiele, przeżyliśmy dużo.....

Dziś los dla nas jest niemiły....mamy dość siły, by odeprzeć przeciwności, wrogom porachować kości, złemu licho się nie dawać.... Znów Ważniak swe złote myśli wygłasza.... już zaczyna opowieści o swym sprycie i mądrości......Aż tu nagle Ciamajda się zagapił, potknął i z okrzykiem „yyyy....” wylądował nieopodal, wprost do dziury z........Ogarnęło nas gwałtowne uczucie słodkiej drętwoty. Skrzynię obadał bosman całą, skarby w niej znalazł nieprzebrane: suknie złotem i platyną obszywane, srebrne i złote sztaby, naszyjników z brylantami całe naręcze, sznur pereł, monet złotych góra. Nawet banknotów starych fura.....dinarów, denarów, funtów, forintów i dolarów...... zliczyć nie zdołamy jakie jeszcze nominały. Znalazły się nawet cztery korony, pięć franków i trzy ruble, cenne rękopisy, ksiąg mądrości kilka sztuk. Teraz trzeba jakoś skarb podzielić....po równo na każdego kamrata...... Potem zabrać, przechować.....jakoś go ukryć, dobrze schować. Ponoć najlepszą na świecie metodą dla chowania skarbów jest jakaś bezludna wyspa.....Taką wyspę ujrzeliśmy w dali, jakąś jedną ósmą mile od nas. Tam dojdziemy i skarb nasz ukryjemy, nim znów w daleki rejs nie wypłyniemy. Chętnych do niesienia spora gromada....– Dalej, żwawo maszerujmy, bo do wyspy nie dotrzemy przed zmrokiem. Tutaj brzózka, tam kalina, tam nad rzeczką olszyn gaj.....jedna droga tu, druga droga tam, a na wyspę tylko jeden most. Wnet na środku stanęliśmy wyspy.....wyspa dzika i niczyja, tu schronienie to prawdziwy raj, niechaj odpoczynek nasz wiecznie trwa....Tu można się z Bogiem przekomarzać, to znów się korzyć bez skargi..... Ale zaraz, zaraz....który pirat zechce kopać??? Kopać jest rzeczą grabarzy a nie prawdziwych korsarzy, bo wiosło bardziej im pasuje niż łopata. Chociaż tu w grę wchodzą skarby, to nie można zmieniać zasad. Nikt łopaty się nie chwyta, nawet pirat z sobą jej nie nosi. Jednak rozkaz kapitana to nie zabawa.....skarb trzeba zakopać. Hmm...... musimy trochę pogłówkować, by skarb schować bez kopania. Oooo...jak zwykle Zgrywus niebywałe ma pomysły...- Wyciągnąć należy skarb na górę, po czym po śniegu spuścić w dół całość. Skrzynia sama w ziemię się wbije......bez wysiłku, bez kopania... Wnet do dzieła się zabrała cała brać piracka. Szybko na górę zasapani, zadyszani dotarli..... w oddali gdzieś krzyknęła mewa, skrzyni nie utrzymamy....taka ciężka. Próżne rady, napomnienia, bez wysiłku, bez popchnięcia......skrzynia sama się zsunęła. Skrzynia jakby uskrzydlona, prędkości nabiera, leci wystrzelona jakby pocisk armatni. Ostry przeszył świst powietrze, usłyszeliśmy chlupot wody. Słup ogromny jej się wzbił, gwałtowny jak gejzer na Islandii.... to skrzynia wpadła w otchłań morza......

Nic tu po nas....nie złowimy, widać to była zapłata dla morza. Wszystkie skarby leżą na dnie, znów dorabiać się wypadnie. Od początku trza zaczynać, znów harować po godzinach....łatwo przyszło – łatwo poszło!!!! Zeszliśmy do Chyrowej.... z myślą, że jeszcze zdarzą nam się łupy dużo lepsze i wspanialsze, skarbów cała szalupa........

A wieczorem u nas gwarno, rojno..... To właśnie piraci i piratki sprawiają, że niczym niewyróżniająca się za dnia tawerna dziś wieczorem przechodzi metamorfozę. Świętujemy wolność, braterstwo i męstwo.... czas pożegnać stary rok. W tym jeszcze starym roku do tańca prosić trza.....pirat piratkę, korsarz awanturnicę, ośmiornica kraba. Do białego rana poszaleć jest tradycja, by nowy rok łupów tony nam dał. Raz z prawego słychać kąta, potem z przodu, tuż koło drzwi muzykę piratów...... morskie, fantastyczne szanty, piosenki określane z przymrużeniem oka jako szuwarowo-bagienne, bardy jak i pieśni wychwalające piękne szczyty gór........ muzyka mocna jak rum z portowej tawerny, ociekający namiętnościami, krwią i słoną wodą. Mocna jak pokład okrętu w czasie abordażu. Roznosiły się w tawernie opowieści o najgorszych łotrach, piratach i buntownikach, jacy pływali po morzach świata. Ludziach, którzy dusze zastawili diabłu i ladacznicom w zamtuzach, cnotę zaś cisnęli w morze...... Były ballady o złych wodach i przeklętych wiatrach, które gnają potępione żaglowce aż do wrót piekielnych otchłani.....śpiewy i tańce do białego rana.......Z nami nigdy nudzić się nie będziesz....jak zabawa to zabawa, zabawa aż do ranja.... „...Czy mam pieniądze, czy grosza mi brak - ja stawiam! Ja stawiam! Czy los mi sprzyja, czy idzie mi wspak - ja stawiam! Ja stawiam! Czy mam dziesięciu kompanów, czy dwóch. Czy mam ochotę na rum, czy na miód, Czy mam pieniądze, czy grosza mi brak - ja stawiam! - Ja stawiam! Czy wicher w oczy, czy w plecy mi dmie - ja stawiam! Czy mi kompani ufają, czy nie - ja stawiam! Czy ja ścigam wroga, czy wróg ściga mnie, dopóki mój okręt nie leży na dnie...ja stawiam!!! Czy wicher w oczy, czy w plecy mi dmie - ja stawiam! A gdy mnie dziewka porzuci jak psa - ja stawiam! Gąsiorek biorę i piję do dna - ja stawiam! Kompanię zbieram i siadam za stół, i nie ma wtedy płacenia na pół, bo gdy mnie dziewka porzuci jak psa - ja stawiam!!!! Ja stawiam żagle jak kufel na stół - ja stawiam! Czy fala mnie niesie, czy w górę, czy w dół - ja stawiam! Czy tam dopłynę, gdzie kończy się świat, czy aż do piekła poniesie mnie wiatr.....Ja stawiam! Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół - ja stawiam! Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół - ja stawiam! Ja stawiam żagiel, jak kufel na stół - ja stawiam! Ja stawiam.....ja stawiam.....ja stawiam...... ja stawiam........... „

Dziś na morzu straszny sztorm, woda wzburzona, niebo barwę ma granatową ...... Słońce w chmurach się zanurza, czy wreszcie sypnie śniegiem??? Noc zapada w dnia początku, wiatr się wzmaga, woda rośnie za burtami. Fala wielka skryła statek.... jak dopłynąć mamy do niego szalupą??? Łajba kręci się w tej wód dolinie, to podnosi się, to schyla...raz ją widać to znów znika. Bierze wodę i po szyję się zanurza w mroczne morze......Nie, nie....to tylko huśtawaka, taka mała zabawka..... łajba nasza przetrzyma wszystko!!! Na pewno zwycięży, bo nad nami czuwa mórz opiekun. To rzecz normalna, nawet taki przesąd, że gdy za długo cisza rządzi, coś się wnet stanie..... każdy pirat i szczur lądowy o tym wie ....w takiej ciszy drzemie licho!!!! Dobrze, że wszystko wynieśliśmy.... toboły, paki, skrzynie. Namęczyła się załoga.....wyniosła cztery działa, muszkiety i pistolety..... wynieśliśmy siedem worów, narty i kilka blach placka.....kosz bananów, śledzi beczek chyba ze czterdzieści!!!

Huraganom więc na przekór...na Neptuna, ręczę słowem, na dnie złożymy swe skarby, jeśli się uciszy morze!!!! Nic tu po nas....dziś na połów wielorybów nie wypłyniemy, na podbój wysp nie popłyniemy....Co tu robić??? Czym się zająć??? Gra muzyka, czajnik z gwizdkiem świruje na gazie, bigosik paruje....tylko skrzyni rumu brak. Dla zabicia czasu rozmowy przy kawusi płyną długie....wspomnienia abordaży, walk niezłomnych.....zwycięstw duma. A zdarza się też, że pirat bez terminu do kości zasiada. Gdy do gry pirat siada, kto przeszkadza, temu biada. Na Neptuna!!! Nie do wiary!!! Kto z piratem zagra w kości??? Jest jeden śmiałek..... Oto szykuje się widowisko.....mecz stulecia w kości!!! Kilka par oczu się przygląda, blisko kilku mecz ogląda.....Po wymianie uprzejmości, rozpoczęła się gra w kości......Drży pod nogami kładka, słychać doping niebywały.......

Wiadomo od stu laty, że krew piratów jest gorąca. Nie ma wśród nas zająca, co podszyty jest płaszczem tchórzostwa. Ten kamrat przegrywa, który szóstek nie wyrzuca.....bo często szóstki to oszustki.... Czasem jedno słowo, jedno zdanie starczy, aby zacząć taniec z nożem, szpadą czy pistoletem. W świecie morskich wilków modna jest metoda uników. By uniknąć zwady, kilku z nas poszło zwiedzić okolice..... Wystawić nos poza tawerny próg, to dziś wyczyn nie lada śmiały..... A w kalendarzach styczeń....znów przybyło nam lat. To był bardzo dziwny spacer, otoczyliśmy dolinę marzeniami, mirażami.......

Chyrowa ....to przystań, hmm.....nie ma takiej drugiej w Polsce czy na świecie. Wynurzyła się z głębin morskich setki lat temu.....ale kto by pamiętał dokładnie jaki to był dzień???? Położona dolinie rzeki Iwelki (prawy dopływ Wisłoki), kilka kilometrów na południowy zachód od Dukli. W dokumentach, starodrukach, papirusach występowała pod różnymi nazwami......w 1508 roku – Chyrrow, a w 1581 roku już Cherrowa, Horowa czy Cherowa.........z języka starocerkiewnosłowackiego oznacza „Chory”. Trudno się połapać, bo nawet teraz raz spotykamy „Chyrowa” innym razem „Hyrowa”......I bądź tu piracie mądry??? Ech, nie będziemy dłużej dumać nad nazwą, bo nigdy nie wyjdziemy na spacer... Swe kroki skierowaliśmy do cerkwi, gdzie króluje wieczny czas, skąd do ziemi dalej niż do gwiazd. Do stu tysięcy partaczy, własnym oczom nie wierzę..... piękna, majestatyczna, cicha...... Byliśmy już tu na Mszy Św. o poranku..... Wybudowana w 1780 roku.....Cerkiew greckokatolicka Opieki Bogurodzicy, obecnie rzymskokatolicki kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Świątynia prezentuje typ budowy charakterystyczny dla Łemkowszczyzny, w których upowszechniło się stosowanie wielopolowych sklepień zrębowych. Krąży wokół niej legenda.....nie mroczna jak nasze wyczyny.....na jednym z okolicznych drzew w przedziwny sposób pojawił się obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Mimo prób zabrania obrazu na Słowację, wrócił on jednak do Chyrowej. Uznano to za cud i dla obrazu wybudowano specjalnie świątynię........To tu to tam.... zaglądamy pod krzaczek, na prawą ścieżkę, to na lewą ścieżynę.....każda z nich prosta, że nie sposób się zgubić nawet idąc bez znaków. Na stok narciarski zaszliśmy, lecz nie ma komu kibicować....mgła jak kotara zasłoniła większość góry. Nic tu po nas.....więcej legend o tych miejscach nie odkryliśmy...... Kusząca jest Kilanowska Góra, która jest zakończeniem grzbietu odbiegającego z Chyrowej na wschód. Na jej południowo-wschodnim stoku zinwentaryzowano dotąd 69 jaskiń. Hehehe....może duch odkrywców w nas się budzi ze snu zimowego??? Albo może tam są ukryte skarby najpotężniejszych piratów, którzy pływali po tych morzach setki lat temu???? Jaskinie są genezy osuwiskowej, a występują w piaskowcach cergowskich. Część pustek powstała w starszych osuwiskach i były one przemodelowane w kolejnych fazach osunięć. Większość jaskiń na Kilanowskiej Górze powstała jednak w najmłodszych i gwałtownych osuwiskach w czasie eksploatacji okolicznych kamieniołomów. Największą jest Jaskinia Słowiańska-Drwali mająca 601 m długości i 24 m głębokości....oj, pobiegałoby się..... Inne większe jaskinie w tym rejonie to: Lodowa Szczelina (200 m długości), Gangusiowa Jama (190 m długości), Szczelina Lipowicka (105 m) oraz Mała Diabla Dziura ( 26 m długości )..... Te, występujące na tym obszarze rozwinięte są przeważnie na systemie wąskich, często zaciskowych szczelin, które rzadko poprzedzielane są większymi komorami. Korytarze tworzą czasem prawdziwy labirynt. Oj, zabawa byłaby przednia.... moglibyśmy w wolnej chwili ćwiczyć uniki lub abordaże.....W jaskinie nie sposób się wybrać, z uwagi na studnie i progi oraz kruszyznę. A ze względu na hibernujące nietoperze wejście do jaskiń zimą jest zabronione.

Wtem w oddali słońce miga i nieśmiało spoza chmury, bladym światłem muska góry. Wiatr swój oddech uspokaja, spienione fale stają się łagodne....do pirackiej zaś roboty mogą brać się korsarze. Łajbę trzeba po sztormie posprzątać, połamane maszty postawić do pionu.

W morzu byliśmy już ponad dwa dni, gdy znów słońce gasło za falami, ustępując miejsca gwiazdom. Przygotowywaliśmy naszą szalupę do jutrzejszego rejsu. Jeszcze zasiedliśmy, grajek gitarę wyciągnął, popłynęła hen daleko, za siódmą rzekę, za siódmą falę melodia nasza......W pewnej chwili, z bocianiego gniazda krzyczy pirat, co miał nocną wachtę... – Widzę żagle!!!!! Zerwał się na równe nogi kapitan i krzyczy do druha - Jaka to bandera??? Pirat wspiął się jeszcze wyżej i przez lornetę patrzy w morze..... ciemno wszędzie, głucho wszędzie....ciężko dostrzec któż to płynie. – Do stu tysięcy zgniłych wielorybów!!!! Oczom własnym nie wierzy..... Na banderze szczerzy zęby trupia czaszka, dwa piszczele...toż to...to to....to jest morski rozbójnik!!!! Tyle ostatnio się słyszało..... spływały i do nas doniesienia o porwaniach statków u wybrzeży Afryki Wschodniej. Somalijscy piraci atakowali w pobliżu Morza Arabskiego. Może lepiej dajmy nogę, radzi jeden....podpowiada drugi pirat, bo zrabują nas z wszystkiego!!! To na pewno najgorsi korsarze, łotry, zbóje, dranie....takich spotkań strzec się trzeba!!!! Lecz kapitan nieugięcie, karze pozostać i broń do ręki chwytać. Na pokładzie trwają już przygotowania do morskiego wojowania. Wszystkim broń wydano, działa wysunięto, haki już do burt przypięto, beczki z prochem ustawiono.....Każdemu obiecano, że kto się w walce zasłuży, ten order zwycięstwa dostanie i urlopu siedem dni. Statki burta w burtę stają... Z obu statków poszły salwy. Kłęby dymu duszą, gryzą w gardło. Spod pchlej bandery poszedł na dodatek ostrzał artyleryjski....Trwało to sekundy.... włożyć proch i przybitkę, załadować kulę...wycelować i...ognia!!!! Miał on strzaskać maszty, przestraszyć załogę i skłonić by zaniechali oporu. Do akcji wkracza szpada, i pistolet, co spory kończy pojedynek. Krew piratów to nie olej, bójka to normalna sprawa. Łajby każdy pirat bronić będzie. Wtem kapitan ręką daje znak, by wstrzymać się z kolejnym atakiem. Cisza jakby makiem zasiał...... pistoletów lufy spuściliśmy, armaty wsunięto z powrotem, beczkę z prochem zamknięto. – Na Neptuna!!! Na wieloryba!!! Nie do wiary..... to są nasi znajomi!!! Teraz z bliska ujrzeliśmy ich zieloną łajbę... Z Sandomierza przypłynęli, by z nami pierwsze dni nowego roku spędzić i uczcić Miśka urodziny!!! Dzielni ludzie, piękny statek..... Cieszymy się, że widzimy Was zdrowych, pełnych chęci życia....jadła nam nie brak, picia, złota i muzyki. Zasiedliśmy razem, Miśkowi każdy życzenia złożył, bo stuknęła jemu osiemnasta wiosna.....która to już z kolei??? To nie ważne, choć lata młode szybko płyną, wiemy, że..... Misiek się nie starzeje....... młode lata szybko płyną, wiemy, że....my nie starzejemy się a Misiek tak??? Siedział między nami i dumnie patrzył.....Aaale super urodziny!!!! Wybiła północ, dwie gitary i harmonia, kilka gardeł wyśpiewują rytmiczne melodie szant.....Z ust do ust przekazujemy plotki o legendarnych skarbach ukrytych na niedostępnych wyspach..... o rozbójnikach, których ekscytujące czyny znane są pod każdą szerokością geograficzną...... Czwarta nad ranem..... może sen przyjdzie??? Już piąta wybija..... niestrudzony Kubuś gra kołysanki........jutro dalej wyruszamy w świat......

Stał nasz slup na kotwicy w Chyrowej, kiedy lotem błyskawicy wieść obiegła cały pokład, tawernę, cerkiew i okoliczne chaty....- Nasz kamrat uwięziony!!!! Wieczorem go schwytano, gdy na łajbę z nart wracał samotnie. Kto to zrobił, gdzie go ukrywają??? Pyta pirat pirata, bosman kapitana, Laluś Jima Kulawego........Ponoć opór twardy stawiał, to rzecz pewna, ale zaszli go od tyłu i z lewej i napadli z prawej, szans nie dając dużej na obronę. Żony piratów, dziewczyny czy legendarne syreny, rusałki i nimfy, mieszkanki latarni morskich i nawet rozpustnice z wybrzeża poszły do cerkwi o ratunek prosić. Tymczasem Ważniak .... chodzi w te i we wte, duma, mruczy coś pod nosem, brodę gładzi.... Już swą złotą myśl ułożył, poprawił okulary na nosie i rzecze..... – Damy radę!!! Przecież przyjaźń między piratami to rzecz święta, tak głosi kodeks i przysięga!!! Obowiązkiem każdego pirata jest zawsze wspomóc brata. Czy w topieli, czy w kąpieli a tym bardziej w niewoli, nikt z nas nie pozwoli, by bratu krzywda się działa. Choćbym sam miał iść na wojnę, uzbrojony tylko w szpadę. Choćby nad głową świst kul armatnich sypnęło gradem, choćby natarło sto plutonów, pirat nie zapomni o kamracie. Brać piracka szpady wyciągnęła, ktoś z pistoletu chciał wystrzelić..... Rzekł kapitan - Najpierw to trzeba plan ułożyć, taktykę obrać odpowiednią....... miejsce zesłania znaleźć i odbić kamrata. Posłużymy się podstępem, przecież nie wszyscy znają naszą banderę. Weźmiemy dwie szalupy pełne ludzi. Nie wzbudzi to podejrzeń, bo popływać o poranku każdy może. Gdyby ktoś pytał.....po zapasy gnamy, do apteki po lekarstwa. Trzeba mówić, że sprzedajemy futra na złe zimy, bransoletki zagraniczne. We wsi rozeszły się wieści, że najlepszych bananów szukamy, po drodze wielorybów złowić dwie sztuki pragniemy i u doktora zasięgnąć rady, bo nas w kościach łamie. Przybiegł chudy chłopina i rzecze, że najlepsze łowisko jest w Olchowcu, zaś dziś wyjątkowo w twierdzy na Baranim urzęduje sam Gubernator. Najpierw kapitan wiedzy zasięgnąć musiał, bo choć po świecie buja sporo, to uniwersytetu nie przekroczył progu. Bosman szybko mapę wyłożył i patrzy gdzie ta wieś leży..... ile mil pokonamy, ile wysp okrążymy, ile rzek przemierzymy??? O jest..... jakieś sześć mili, dziesięć kabli, trzy minuty.....Wieś położona jest nad potokiem Wilszyna, na zachód od Przełęczy Dukielskiej. Znajduje się w niej 16 posesji i ok. 60 ludzi mieszka, cerkiew greckokatolicka, trzy mosty i kilka kilometrów asfaltowej drogi.

Trwają przygotowania do kamrata odbijania. Wszyscy chowamy tatuaże, zarośnięci golą brodę, nie umyci mydlą ciało, perfum mgiełką się pryskamy.....Do sejfu oddajemy kosztowności......bransolety, kolczyki, sygnety. Zostawiamy złote łańcuszki, naszyjniki z korali i brylantowe spinki. Nie minęła godzina jak szalupy wypłynęły w morze. Nikt się nie pcha, w drzwiach nie tłoczy, nikt nie brzęczy, każdy wiosłuje ile sił w rękach, bo brata trzeba wyrwać z twardych objęć kata. Kapitan swych piratów na bój wiedzie a w Olchowcu dzień powszedni, tłum się kłębi wśród straganów, pośród krów, baranów i gęsi. Wysiadamy z szalupy i już uszy nadstawiamy......To tu, to tam i wiedzę wzbogacamy......miejscowi mówią, że łotra nad ranem przywieźli, trafił do najcięższego tutaj pudła.....tam, do góry w drewnianej twierdzy na Baranim go więzią. Wieści się potwierdziły, czas pirata oswobodzić....... Teraz biedaczyna czeka, wzięty w dyby, żeby Gubernator wyspy przybył, by osądził jego winy. Karę ponieś ma za czyny popełniane przez lat wiele i....jak wieść portowa niesie.... stryczek go nie minie.....

Czas zacząć działać w mig, by się straszna rzecz nie stała..... plan kapitana doskonały, takie życie taki los, takie życie taki świat, bo stryczka zażyć, rozkosz nikła, szyja pirata jakoś nie nawykła. Cicho, w myślach kroczki licząc wyszliśmy z bazaru w Olchowcu. Dojść musimy drogą ubitą do miejsca, gdzie znajduje się zabytkowa, cerkiew, pod wezwaniem Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja, stanowiąca zarazem rzymskokatolicki kościół filialny pod wezwaniem św. Mikołaja. Hohoho....tu też niedaleko znajdują się ruiny strażnicy niemieckiej z drugiej wojny światowej. Gdyby nie plan, postaralibyśmy się odnaleźć... Cichuteńko, by nie zbudzić niedźwiedzia, iść nam trzeba doliną Olchowczyka.... najpierw pośród polan, potem poprzez las, stromą ścieżką..... kapitan z bosmanem, Ważniak, Czarnobrody....za nimi brać piracka. Grupę zamykają dziewczęta i Marcin. Teren trudny, bo Beskid Dukielski zbudowany jest ze skał osadowych - głównie piaskowców, łupków, margli i zlepieńców (tzw. flisz karpacki) - powstałych na dnie głębokiego morza istniejącego w górnej kredzie i paleocenie. Osady fliszowe uległy intensywnemu sfałdowaniu i powstał szereg tzw. płaszczowin, utworzonych z nakładających się na siebie fałdów. Najważniejszą formacją grzbietotwórczą płaszczowin tej części gór są tzw. piaskowce magurskie, które zawierają dużo wkładek z miękkiego łupku, co tłumaczy niewielką wysokość tej części Karpat. Oooo.... a zjawiskiem bardzo charakterystycznym dla utworów fliszowych są procesy stokowe, a zwłaszcza spełzywania i osuwiska. Po warstwach miękkich łupków, zwłaszcza po deszczach, gdy są przesiąknięte wodą, łatwo ześlizgują się spoczywające na nich piaskowce. Nam osuwanie nie grozi....w nocy ku naszej uciesze spadł śnieg.

Nie ma dla nas takich gór, gdzie nie ma wejść.... Podeszliśmy pod stok Baraniego i się rozdzieliliśmy..... nie odkryjemy wszystkich kart przed Gubernatorem. Część nas udawała zwykłych turystów.... reszta skradając się, na zwiady poszliśmy na szczyt Baranie (728 m), do obozu wroga.....Ufff, wysoko go uwięzili, na pewno pilnują doskonale. A co to???!!!.... na placu przed twierdzą tłum żołnierzy, kat i władza gotowa do sądu..... – Położymy kres wyskokom, haniebnym wybrykom i pirackiej samowolce. Nie pozwolimy na pirackie panoszenie!!!! Na tym skończyło się wystąpienie, słowa oskarżenie..... stuknął Gubernator młotkiem, opadł na krzesło i głęboko westchnął. Zawołał do straży, by przyprowadzili łotra z celi. Kiwnął katowi, by czynił swe honory.....

Stoki północno-wschodnie Baraniego należą do Magurskiego Parku Narodowego. Przez ludność łemkowską zwany Spalenysko, przez Słowaków - Nastavok. Kulminacja Baraniego od dawna stanowiła wybitny, może nawet najlepszy w całym Beskidzie Niskim, punkt do zachwycania się widokami. Podziwianie panoramy wymagało jednak wejścia po drabinkach na metalową wieżę obserwacyjną. Zbudowana w trakcie wojny przez Niemców wieża kilka lat temu runęła. Jednak Baranie to szczyt graniczny i do pracy wzięli się Słowacy. Z zapałem i z niewielkimi środkami jesienią 2005 roku wybudowali nową twierdzę - tym razem drewnianą. Przywieźli materiał, zabetonowali fundamenty. Postawili trzy słupy, stanowiące konstrukcję wieży, wykonali 3 platformy widokowe z barierkami zabezpieczającymi oraz montaż drabin na poszczególne poziomy. Wieża ma około 17 m wysokości. Na której to platformie uwięziono kamrata????

Wnet na placu powstało zamieszanie....trzeba minąć straże. Może wielki wzniećmy pożar??? By wybuchła beczka prochu, starczy mała iskiereczka. Wnet do dzieła się zabrali, Ci co mają lęk przestrzeni. Reszta nie czekając aż wybuchnie, po szczebelkach się wspięła......Zimą to niesłychanie trudna sprawa, kiedy po drabinie się wspinamy. Noga śliska się szkaradnie, czasem śmiałek spadnie.... tak się zdarza, lecz nas to nie przeraża. Lubią widać piraci balansować, ekstremalne zadania wykonać. Jeden pirat już nogę przełożył, zaraz po nim drugi na platformę wchodzi..... trzeci dla ratowania kamrata na sam szczyt wychodzi...... A tu tylko wiatr hula.....pusto, głucho, podejrzanie. Co się ma stać, niech się stanie.... ledwo deska skrzypnie, ducha słyszymy głosy....włosy dęba stają!!! A widok z wieży jest naprawdę imponujący - cały Beskid Niski (polski i słowacki), Bieszczady, Vyhorlat, Slanske Vrchy, Cergov, a przy idealnej pogodzie nawet nasze ukochane Tatry można podziwiać. A dziś białym latawcem dzień wypłynął, nad wzgórzami biała sukienka.......

Jest!!! Dwóch strażników stoi z pistoletami. Stąpamy ostrożnie, bacząc by od tyłu ich zaskoczyć. Wnet armatkę odbezpieczyliśmy, zagrzmiał strach i buchnął w oczy strażników dym gryzący jak papryka.... łzy wyciska, skóra szczypie i nie sposób krzyczeć. Jest przed nami cela, operacja się zaczyna. Zabraliśmy im klucz do karcera i już kamrat był z nami...... Banderę za pal wścisnęliśmy.... a niech zobaczą z kim do czynienia mieli!!!! Wybiegliśmy z twierdzy co tchu w piersi, bo strażnicy już ochłonęli....Trzymać!!! Łapać!!! To porwanie!!!! Rozbój!!! Zatrzymajcie!!!! Roznosiły się krzyki po okolicy...... Lecz piratów nie złapano, bo już morze ich zgarnęło w swego aksamitu dal......

Kamratów zgraja cała, w lesie szykuje się do zejścia. Cieszymy się niezmiernie, że operacja się udała..... Hura!!!! Uwolniliśmy brata!!! Bo to nie od dziś wiadomo, że kto na któregoś z nas podniesie rękę zazna naszych mąk. Choćby najdzielniejsi z dzielnych stawili nam czoła!!!! Żaden ze śmiałków zniszczyć nas nie zdoła, niechaj by byli mężni z mężnych. I tak ich zatrzymamy, aby złożyć w grobie, z zimną krwią i podstępem pokonamy....

Dobre wiatry nas skierowały....do przystani w Chyrowej. Już od progu roznosi się zapach obiadu.... już się szykuje wieczór z płynącymi opowieściami o lesie, tajemniczym ogrodzie, dawnych opowieściach arabskich, legendach staroindyjskich, epopejach perskich, starożytnych przypowieściach, gdzie dal jest za dalą ........

Na daleki rejs wypłynęliśmy w pobliże kolejnej wyspy. Gdy ją ujrzeliśmy, wiedzieliśmy, że już nigdy jej nie opuścimy. Wyspa, wiedząc, że statek musi podróżować, odbiła się od dna. Odtąd podróżują razem......

Zaczarowana podróż ma się ku końcowi......mit o tych odważnych wilkach morskich, śmiejących się w obliczu największych niebezpieczeństw i rabujących uginające się od złota statki. Jak to w życiu bywa, prawda bywa o wiele mniej piękna od romantycznej legendy, ale nawet w najbardziej fantastycznych opowieściach kryje się ziarnko prawdy....

                                                                                                             Natalka F.