Spływ Dniestrem i jaskinie Podola [wrzesień 2007]
- Szczegóły
-
Opublikowano: czwartek, 11 grudzień 2008 01:07
Mijają miesiące a wspomnienie letnich wypraw wciąż jest „gorące”. Każdy z nas zna tę przyjemność, jaką w późny, jesienny czy zimowy wieczór sprawia wzięcie do ręki albumu z „wakacyjnymi’ zdjęciami. Przyjemność tę potęgują różne przyziemne sprawy, obowiązki, nauka czy perspektywa kolejnego tygodnia pracy, od których choć na chwilę można uciec do krainy przeżytych przygód. I nie muszą to być przygody z „szerokiego” świata, z dalekich gór, z dżungli, czy z bieguna....... Wystarczy to, co było naszym udziałem – przemierzanie licznych krętych korytarzy jaskiń Podola i spływ katamaranami po Dniestrze raz przy królującym na niebie słoneczku, innym razem w strugach deszczu i grzmotach burzy. Wszystkie te naturalne doznania jak i obcowanie z inną kulturą, głęboko zapada w pamięć i dodaje zdjęciom kolorytu. Początek września.....piękna słoneczna pogoda.... W Sandomierzu zbieramy się do białego busa, w Tarnobrzegu dołączają do nas Kasia i Zdzichu. Pożegnać nas przyszły Hania i Basia. Zaopatrzeni w potrzebne rzeczy, jedzenie, humory i pogodę ducha wyjeżdżamy do Rzeszowa na pociąg. Przed nami długa droga...... Początek wyprawy i już spotykają nie zamówione przez nas niespodzianki.......Pociąg ma spore, ciągle się wydłużające opóźnienie. Chodzi nam po głowach co się stało, ile to będzie trwało. Na odcinku między Jaworznem a Krakowem jest wypadek. Pozostało uzbroić się w cierpliwość. Martwiło nas, że Serhij z chłopakami będą nadaremno czekać tyle czasu w Tarnopolu. Dobrze, że mamy kontakt sms-owy, telefoniczny..... Ileż radości i euforii oraz zamieszania wywołało zapowiedź wjeżdżającego na drugi peron pociągu!!! Opóźnienie było znaczne, osiągnęło prawie cztery godziny....... Ale już rozlokowaliśmy się w przedziałach i jedziemy na piękną Ukrainę. O świcie jesteśmy w Tarnopolu, gdzie witają nas Serhij i dwaj Wasyle. Sprawnie pakujemy manatki do czekającego busa i ruszamy ku wielkiej przygodzie........... Spływ Dniestrem zaczynamy od Uścieczka malowniczej, naddniestrzańskiej wsi, przed wojną miejscowości letniskowej. Nad rzeką pozostawiamy bagaże i dwóch Wasyli (Wasyla – Waszkę i Wasyla Hucuła ) a z Serhijem jedziemy do Czerwonogrodu. Tu zaczyna się nasza przygoda nie tylko z pięknem przyrody, z przeszłością geologiczną ale także z historią. Co rusz będziemy napotykać nazwy, budowle znane nam z historii lub literatury. Niejedna lekcja historii stanie przed naszymi oczyma jak żywa. Ukażą się nam postacie historyczne czy bohaterowie lektur, którzy na wieżach zamków bronić będą swoich twierdz....... Czerwonogród to jedno z najstarszych osad na Podolu, o historii sięgającej czasów staroruskich. Miasteczko wielokrotnie przez wieki niszczone przez najazdy Mongołów, Turków, Tatarów. Przestało istnieć podczas II wojny światowej, gdy najeźdźcy spalili wszystkie zabudowania. Nieistniejąca już dziś miejscowość leży w pięknej scenerii lokalnego zapadliska płyty podolskiej, na niewielkim wypiętrzeniu, u stóp wyniesionej krawędzi Podola. W Czerwonogrodzie z dawnej zabudowy ostały się ruiny późnorenesansowego kościoła oraz niszczejące wieże neogotyckiego pałacu Lubomirskich (ostatnich właścicieli), przerobionego w 1820 roku z dawnego zamku przez ówczesnego właściciela, Karola Ponińskiego (nieopodal, w miejscowości Nyrków stoi w całkowitej ruinie mauzoleum Ponińskich). W pobliżu znajduje się perła Podola – największy wodospad, mający 16 m wysokości, spadający kilkoma kaskadami, zachwycający od wieków niezmiennością sił natury. Bez odwiedzenia tego miejsca nie można w pełni docenić uroków Czerwonogrodu. Nad brzegiem Dniestru czekają gotowe do wodowania katamarany. Żółty katamaran przejmuje ekipa z Sandomierza z Wasylem (Waszką) natomiast biały, mieszanka regionalna od Pyrlandii aż po Kijów. Pogoda jest cudna, aż wręcz upalna........przecież nikt nie zapomniał spakować do plecaka słoneczka. Przez sześć dni będziemy wieść życie Wikingów. Od rana aż do zmierzchu na wodzie a noce spędzimy w namiotach we wszystkich możliwych i niemożliwych miejscach. Dniestr to jedna z największych i zarazem najpiękniejszych rzek Europy. Ciągle jest dzika i bardzo atrakcyjna dla turystów, a spływ po niej to niesamowita przygoda. Jest to rzeka o charakterze nizinnym płynąca w głębokiej dolinie, z ogromną różnorodnością przyrody ożywionej i nieożywionej. Jako pierwszy, który przepłynął, zbadał fizjografię i opisał znaczną część dorzecza Dniestru był Wincenty Pol. Od XIX wieku do dziś prowadzone są stale badania naukowe doliny Dniestru. Natomiast pionierem turystycznego poznania Dniestru jest niewątpliwie lwowiak Staniasław Szymborski, który napisał przewodnik dla turystów wodnych po Dniestrze i jego dopływach. W tej dziedzinie swój wielki udział ma Serhij. Mieliśmy okazję dowiedzieć się i zobaczyć wydany na początku roku przez niego i jego żonę Swietłanę turystyczny przewodnik „Dniestr. Podróż kanionem”. Jest to dopiero pierwszy tom z serii „Rzeki Ukrainy”. „Jasne słońce nad Podolem Po parowach kraj się zboczył Wielkim łukiem, czy półkolem Dniestr ku morzu się zatoczył....” ( Wincenty Pol „Pieśń o ziemi naszej” ) Całość rzeki można podzielić właściwie na sześć odcinków. Pierwszy z nich – górski odcinek- od źródeł (położone na wysokości 820 m n.p.m. w grzbiecie Rozłucza) aż do Sambora . Ponad pięćdziesiąt kilometrów rzeka płynie w terenie górskim, a koło Starego Sambora wkracza na równinę. Równina ta stanowi fragment niecki ukraińskiego Podkarpacia, a zarazem skraj Niziny Naddniestrzańskiej aż po ujście Stryja. Następny odcinek to od Sambora do Rozwadowa , przez Dniestrzańskie Błota (Niż. Nadniestrzańska). Dalej Dniestr płynie skrajem Opola aż do Niżnowa przez znane z historii miasto Halicz. Wkracza już na Wyżynę Podolską, która przyjęła tu formę rozległego, właściwie bezleśnego wypiętrzenia, miejscami ostro opadającego do doliny Dniestru. Kolejne odcinki to Jar Dniestru aż do Zaleszczyk. Jest on najbardziej malowniczym odcinkiem rzeki. Rzeka zatacza wielkie meandry o łukach liczących kilka kilometrów. Na przemian, to z prawej, to z lewej strony Dniestr przybliża się do wyniesionej krawędzi Podola. Malowniczości krajobrazu dodają wąwozy, schodzące niekiedy do samej rzeki, a ponadto wychodnie skał wapiennych. W ścianach jaru wyżłobione są pieczary, niegdyś miejsca najstarszego osadnictwa, kryjówki przed najeźdźcami, pustelnie czy monastery. Właściwie Zaleszczyki nie stanowią granicy pomiędzy następnym „odcinkiem” rzeki, nie wyznaczają koniec jaru Dniestru. Poniżej zaznaczają się wyraźnie jednak zmiany o charakterze antropogenicznym, a brzegi są w znacznym stopniu bardziej wylesione i gęściej zaludnione. Następny fragment to właściwie jest z tłem historycznym. Dniestr płynie aż do Chocimia. Poniżej Zaleszczyk rzeka płynie nadal w głębokim obniżeniu. Lewy brzeg opiera się nadal o krawędź płyty podolskiej, natomiast na prawym, wyższym, sięgającym 300 m n.p.m. rozciąga się już Wyżyna Chocimska. Ten odcinek doliny Dniestru został objęty ochroną i utworzono tu Dniestrzański Regionalny Park Krajobrazowy. Dolina Dniestru poniżej Zaleszczyk stanowi odwieczną granicę, która dzieli krainy geograficzne (Podola i Bukowiny) oraz dzisiejsze administracyjne, a w przeszłości dzieliła także państwa. Swego czasu sięgały tutaj wpływy Imperium Rzymskiego, potem dochodziła tu Ruś Kijowska, Ruś Halicka. Z drugiej strony Dniestru kształtowała się kolebka Mołdawii. W późniejszych latach przebiegała tu granica Królestwa Polskiego. W dwudziestoleciu międzywojennym Dniestr tworzył granicę Polski i Rumunii, a poniżej ujścia Zbrucza granicę ZSRR i Rumunii. Dziś rzeka oddziela obwód czerniowiecki, tarnopolski i chmielnicki . Ostatni fragment, poniżej Chocimia Dniestr staje się wielką, choć wciąż meandrującą rzeką. W odległości około 100 km Dniestr zaczyna stanowić granicę Ukrainy i Mołdawii, a jeszcze niżej samozwańczej Naddniestzrańskiej Republiki Mołdawii. Do Mohylowa Podolskiego rzeka rozdziela południową część Wyżyny Podolskiej i Wyżynę mołdawską, a na odcinku granicznym z Mołdawią dzieli Nizinę Czarnomorską i Wyżynę Mołdawską. Przed ujściem do Morza Czarnego szeroka dolina Dniestru przekształca się w deltę, składającą się z kilku ramion. Tu Dniestr kończy swój bieg, po przebyciu ponad 1300 km od źródeł na wschodniobieszczadzkich stokach. Czas zajrzeć do albumu, pierwsze strony i pierwsze zdjęcia – powracają wspomnienia przygody...... Z Uścieczka wypłynęliśmy koło południa. Chwytamy za wiosła i już po chwili idzie nam to sprawnie, jakbyśmy mieszali zupę albo ciasto na placek jak należy. Nawet się nie obejrzymy a dopłyniemy do celu. Te sześć dni z życia Wikinga minie szybko. Już pierwsze kilometry wprowadzają nas w krainę jakby odizolowaną od świata. Mało zauważalne są ślady obecności człowieka. Sielankowy nastrój podkreślały mijane wsie. Z brzegu o ich istnieniu, lokalizacji dawały znać złote lub niebieskie kopuły cerkiew. Niejedną wioskę odwiedziliśmy, głównie w celu uzupełnieniu zapasów żywieniowych. W większości z nich jakby czas się zatrzymał. Można było zobaczyć domy z kamienia dniestrowskiego lepionego gliną a w sklepie pani zliczała wszystko na liczydle. Co nas zaskoczyło w tych wsiach........piękne domy, przyozdobione wzorzystymi blachami, malowidłami, każdy dom miał swój wzór a „dróżki” pomiędzy gospodarstwami zaniedbane, po deszczach opływające błotem . To niczyje, zatem nikt się nie kwapi, by je doprowadzić do jakiegoś stanu. Wzdłuż rzeki co rusz ktoś łowi ryby, pozdrawiając nas serdecznie. Wieczorem widoczne niewielkie łodzie z powracającymi rybakami do swoich „portów”. Czy coś złowili???? Na pewno, Dniestr jest bogaty w różne gatunki ryb. Niejedna nam towarzyszyła w spływie, wyskakując z wody i w powietrzu robiąc przed katamaranem toeloopa. Co chwilę przed nami zrywały się do lotu czaple i inne gatunki licznie tu występującego ptactwa, które akurat czatowały na zdobycz przy brzegu. Nieodzownym, codziennym widokiem były stada bydła pasącego się przy brzegach Dniestru albo stojącego w samej wodzie. Zdarzało się, gdy rankiem wychodziliśmy przywitać nowy dzień to akurat pasterz ze swoją „trzódką” przemieszczał się pomiędzy namiotami albo usiadł i pozwolił swoim krowom podjadać soczystą trawę. Wykorzystywał ten czas na uważną obserwację co robimy i jak. Innym znakiem na to iż za stromym brzegiem lub za kępą krzaków jest wieś, zdradzały piorące kobiety na kamiennych tarach albo mężczyzna myjący samochód w rzece. Pomiędzy dwoma zlokalizowanymi na przeciwległych brzegach wsiami komunikacja odbywała się za pomocą promów. Przewożeni byli ludzie, samochody motocykle, inwentarz. W przerwach „kierowca” najspokojniej w świecie zarzucał wędkę i czekał na kolejny kurs albo rybkę......... Krajobrazy Dniestru są malownicze i różnorodne. Spływaliśmy katamaranami po jego najciekawszym i najpiękniejszym odcinku. Wzgórza przybliżały się to z prawego, to z lewego brzegu, tworząc baśniowe scenerie tajemniczych wąwozów, wysokich przeważnie na ponad 100 m n.p.m. Na pierwszym noclegu zdobyłam z Jackiem i dwoma Wasylami stromy brzeg. Wspięliśmy się tam, by zobaczyć monumentalne widoki jakie roztaczają się z góry na dolinę Dniestru. Ujmujący i niepowtarzalny widok. Rzeka tworzy przełomy i zakręty, płynąc coraz to w innym kierunku. Nieraz zataczając „koło”, zmieniając kierunek o 360o, by po chwili wrócić do poprzedniego. Każdy zakręt otwiera nowe widoki, niespodziewane, zachwycające. Dniestr niekiedy rozlewa się szeroko, kiedy indziej zaś, przy skalistych wychodniach, zmienia się w wartko płynącą rzekę z niewielkimi bystrzycami. Na takich odcinkach próbowaliśmy pobijać rekordy w prędkości płynięcia.... rekord białego katamaranu wyniósł 14,7 km/h. Zabawa na bystrzach była przednia. Wszyscy (w sześć osób) ile sił w rękach wiosłowali a Jacek mierząc prędkość GPS-em dopingował. Gdzieniegdzie są to strome skały obmywane strumieniami, odkrywające przed nami widok na pieczary, gdzie indziej łagodne pagórki pokryte lasami. Uroku dodawała ciągle zmieniająca się roślinność, bogata i nieraz dla nas egzotyczna. Utworzone zostały na tych terenach rezerwaty przyrody. Za Uścieczkiem minęliśmy rezerwat botaniczny „Zyżwaskyj”, poniżej Zaleszczyk płynęliśmy przez Dniestrzański Regionalny Park Krajobrazowy i rezerwat „Uroczyszcze Krywe”. Kolejny to rezerwat Hołdy, w którym występuje m. in. migdałowiec stepowy i inne jeszcze rezerwaty geologiczne czy przyrodnicze. Podole to raj dla geologów czy paleontologów. To wielobarwna mozaika odkrywek, obnażająca ciekawe geologiczno i piękne krajobrazowo pokłady, przez które przeciska się Dniestr. Bywają wyniosłe skarpy pokruszonych łupków o kolorach od beżowego przez brązowy, czerwony aż do fioletowego. To znów pojawiają się ścianki utworzone z lessopodobnych glin czy wychodnie wapiennych i piaskowcowych skałek, w których można dostrzec szczątki paleogenicznych muszli. Sama „trzymałam” ogromny kamień naszpikowany muszlami i skamieniałościami ( trylobity, koralowce i in. ). Wyjątkową skałą, spotykaną u brzegów Dniestru jest trawertyn. Na wysokości Dźwinogrodu mijamy naddniestrzańskie wychodnie paleozoicznych skał piaskowcowych i andezytowych. Występują tu także warstwy śnieżnobiałego, dobrze skrystalizowanego anhydrytu, który jest utworem pośrednim miedzy marmurem a gipsem. Poniżej tej miejscowości ciągnie się kilkusetmetrowy odcinek skalnych ścianek, niepowtarzalnych i najpiękniejszych z dotychczas przez nas spotkanych nad Dniestrem. Jest to wapień i dolomit sylurski, których wychodnie w postaci urzeźbionych, przewieszonych ścian wyrastają znad samego brzegu rzeki. W ciągu niecałych sześciu dni przepłynęliśmy ponad 120 kilometry. Z Uścieczka do Okopów Św. Trójcy. Trasa miała być dłuższa, aż do murów twierdzy w Chocimiu. Plany pokrzyżowała nam pogoda. To właśnie ona na przeróżnych wyjazdach często jest główną sprawczynią zmian lub skracania trasy. Jakby bawiła się z nami w „chowanego”. Nie mamy co na nią narzekać, właściwie przez większość spędzonego nad Dniestrem czasu aura nam sprzyjała. Większość dni była pogodna, słoneczna a nawet wręcz upalna, która zachęcała nas do kąpieli w rzece. Ulegliśmy ulewie, która zmusiła nas do zakotwiczenia na dobre w Okopach Św. Trójcy. Przeżyliśmy burzę z fajerwerkami, linie wysokiego napięcia rozciągnięte nad Dniestrem świeciły jak lampki na bożonarodzeniowej choince. Nie było żartów, chwyciliśmy za wiosła i przeczekaliśmy ją na lądzie. Jeden zdradliwy piorun dotarł do wsi, uderzył w transformator i wywołał pożar. Zazwyczaj płynęliśmy pod wiatr. Jednego upalnego dnia wiatr wiał nam w plecy. Żółty katamaran nie omieszkał wykorzystać siłę natury i zamiast załoga chwycić za wiosła rozpostarła z plandeki żagiel. I jak przystało na „wodną” załogę mieliśmy flagi – polską, ukraińską a także sandomierską złożoną na specjalną okazję. Aby historia o nas nie zapomniała, wszyscy złożyliśmy autograf na każdej fladze. Tłustym drukiem zapisane zostało „Dniestr. Uścieczko - Chocim 03.09.07 -08.09.07”.......Wspaniała pamiątka.....Za dnia życie toczyło się właściwie na katamaranach (schodziliśmy na ląd jedynie do wsi po zakupy, na poszukiwanie skamieniałości, gałązek sosny na naleweczkę albo na przemyciu oczu u źródełka przy kapliczkach, czy też na przerwę techniczną). Na nich to, jedliśmy drugie, trzecie śniadanie, posiłek po południu. Wystarczyło, by żółty katamaran przybił do białego lewą burtą albo biały do żółtego. Burta w burtę, w szeregu na środku Dniestru zataczając w miejscu koła. Każdy wyciągał zapasy.... był ser żółty, kabanosy, puszka pasztetu lub ryb czy majonez........Tam najbardziej smakowało! A na koniec nie omieszkała pójść tradycyjna „kolejeczka” na dobre trawienie. Niezapomniane chwile......Wspólne rozmowy, żarty, „lawina” pytań do Serhija i śpiewy, w których chłopcy z Ukrainy byli prowodyrami i zarazem mistrzami. Największym przebojem, od której wszystko się zaczęło, była słynna „Pidmanuła.....”.
{flv}splyw{/flv}
A wieczorami, już po obiadokolacji zbieraliśmy się przy ognisku na rozmowach, wspomnieniach minionego dnia z kubkiem gorącej sosnóweczki czy innego napoju. Śpiewom nie było końca. Płynąc Dniestrem co rusz natrafialiśmy na nazwy znane nam z historii lub literatury. Wspomniany wcześniej Czerwonogród, poniżej Zaleszczyk , w pobliżu mostu drogowego na lewym brzegu znajduje się domek Piłsudzkiego, w którym Marszałek spędzał wakacje. Dalej Gródek, przy ujściu Seretu, przy tzw. Brodach Tatarskich, gdzie po utracie przez Polskę Kamieńca Podolskiego ( pod koniec XVII w) wybudowano warownię, zwaną Szańcem Panny Marii. Znane z literatury są miejscowości Dzwinogród, czy Trubczyn z książki Michała Gogola. Można by tu jeszcze wiele przywołać nazw...... Przepływając przez tzw. „Szwajcarię Naddniestrzańską”, najpiękniejszy odcinek rzeki, stało nam się jasne dlaczego piękno tego regionu jest tak opiewane w literaturze. Niejedna akcja powieści została umiejscowiona właśnie na tych terenach.....w ”Ukrytym skarbie” Michała Staryckiego, „Niesamowitym dworze” Walerego Łozińskiego, w „Trzy po trzy” Aleksandra Fredro i w wielu, wielu innych.... Spływ zmuszeni zostaliśmy zakończyć w Okopach Św. Trójcy. To pogoda była przeszkodą. Solidnie wiało w twarz i lał nieustannie deszcz. Ładne pożegnanie, nie ma co!!!!! A może to niebo nad Ukrainą, nad pięknym Podolem wraz z Dniestrem płakało, że to już ostatni dzień.....???? Trudno rozstać się z wiosłem, żal opuszczać przyjazny Dniestr. Pomału przewracam ostatnie kartki albumu ze spływem....... Ciekawość pcha do sięgnięcia do książki Arkadego Fiedlera „Przez wiry i porohy Dniestru”, by porównać pejzaże i przeżycia z tamtych lat z naszymi....... Przed południem kotwiczymy katamarany u brzegów w Okopach wsławionych w naszej historii. Bagaże wnosimy na górę, do miejscowości gdzie czeka już na nas bus. Pozostawiamy Waszkę i Wasyla - Hucuła, którzy zdemontują katamarany. Za to my wnikniemy w atmosferę opisywaną w znanych nam lekturach, książkach. W Okopach znajdują się ruiny twierdzy. W 1692 roku powstała ona na wąskim przesmyku między Zbruczem a Dniestrem zbudowana przez hetmana wielkiego koronnego Stanisława Jabłonowskiego. Zachowały się do dziś dwie bramy: Lwowska i Kamieniecka oraz szańce obronne. Stąd rozciąga się przepiękny widok na głęboką dolinę Zbrucza. Każdy z nas zna dzieła Zygmunta Krasińskiego. I to właśnie on, w czwartej części „Nie-Boskiej komedii” umiejscowił akcję powieści w Okopach, rozsławiając tutejszą twierdzę. „Mały rycerzyk z szabelką”, tak nazywano Pana Wołodyjowskiego i tak opisywał go Henryk Sienkiewicz w „Trylogii”. Chociaż to postać literacka, każdy jako dziecko był pod wrażeniem tej osoby i sam biegał z metalową szabelką......Zwiedziliśmy dwa miejsca, w których bywał Pan Wołodyjowski wraz z dobrodusznym Zagłobą. Wsiadamy do busa i kierujemy się do Chocimia, potem do Kamieńca Podolskiego. Ukazuje nam się kolejna kartka z historii......Zeszliśmy nad brzeg Dniestru, by stąd zobaczyć ogrom i potęgę tutejszej twierdzy, która była świadkiem dwóch bitew, które przesądziły o losach Rzeczypospolitej. Robi ogromne wrażenie, gdy idzie się wzdłuż murów, gdy patrzy się w górę na strzeliste mury i baszty. Zwiedzamy jej serce i jednocześnie najstarszą część- kamienny zamek. Na dziedzińcu tej budowli zachowały się mury ceglanego pałacu komendanckiego, koszary z kaplicą , studnia , wewnętrzny mur obronny od mostu wejściowego na dziedziniec. Przed oczyma staje jak żywy obraz, nie tylko znany z lekcji historii w szkole, ale także z literatury ujęty w poetyckiej formie przez Wacława Potockiego opis bitwy pod Chocimiem. Tryumf polskiego oręża pod dowództwem hetmana wielkiego koronnego Jana Sobieskiego, polskie i ukraińskie sztandary mieszają się z tureckimi..... Przyjeżdżamy do Kamieńca Podolskiego......Miasto zachwyca zarówno swoim położeniem jak i pięknem zabytków. Twierdzę i Stare Miasto w Kamieńcu Podolskim można przyrównać do dwóch wysp bronionymi pionowymi, wysokimi skałami i otoczonych, co prawda nie morzem, ale jarem rzeki Smotrycz. Często spotyka się określenie „perła na kamieniu”..... Na kamienistych zboczach, jakby z nich wyrastając wznoszą się potężne ściany i wieże Starego Miasta, w których i przyroda, jak i architekci stworzyli niepowtarzalny widok. Piękno budowli, gdzie kościół katolicki i minaret turecki, ratusz oraz cerkiew prawosławna stoją obok siebie, gdzie każdy kamień przechowuje w sobie odgłosy historii. A na jednej z wysp znajduje się potężna twierdza. Idąc ku niej, przez most turecki, przez chwilę ma się wrażenie, że żyje się w czasach pułkownika Wołodyjowskiego. Z drżeniem serca można oglądać i podziwiać w promieniach słońca zamek Wołodyjowskiego, który przez ponad 200 lat odparł aż 40 najazdów tureckich, tatarskich i wołoskich. Wieczorkiem w Kamieńcu Podolskim następuje rozstanie. Żegnamy większą część grupy, która wraca do Polski. Natomiast w trójkę, ja ze Zdzichem i Jackiem oraz Wasyl jedziemy poznać co Podole kryje w swoim wnętrzu. Odkryć tajemniczość i zobaczyć ten zagadkowy, podziemny świat, przed którym otworzyły swoje wrota tutejsze jaskinie. Od dawna jaskinie zadziwiały i pociągały ludzi swoim pięknem a zarazem magią i niezwykłością. Mało miejsc niezbadanych, mało poznanych zostało na Ziemi. Czyż jednym z najciekawszym z nich nie są właśnie jaskinie???? Jaskinie.....nazywają je ósmym cudem świata, królestwem wiecznej ciemności. Ten tajemniczy i niezwykły świat zawsze otworzy się tym , którzy zdecydują się na podróż podziemnymi labiryntami, stworzonymi przez samą naturę. Nam udało się poznać, zobaczyć i przemierzyć szereg poziomych korytarzy podolskich jaskiń. Na tej małej kartce papieru trudno opisać piękno tego podziemnego świata.....zachęcam gorąco do odwiedzenia i samemu przeżycia takiej przygody. I nie trzeba być szczupłym, wygimnastykowanym i mieć ciało akrobaty , u którego kręgosłup niczym się nie różni od rozciągliwej gumy......każdy znajdzie tu coś dla siebie, dopasuje do własnych możliwości. A świat jest piękny i niepowtarzalny...... Jaskinie na Podolu mają charakter poziomych labiryntów. W regionie odkryto ich dziesiątki. Jednak znane i udostępnione dla turystów są nieliczne, a pozostałe penetrować mogą speleolodzy. Jaskinie te, są jaskiniami wtórnymi, czyli powstającymi w wyniku późniejszych, różnorakich procesów geologicznych zachodzących w skałach. Należą do najpospolitszego typu – krasowego. Powstają w wyniku procesów krasowych, czyli chemicznego i mechanicznego oddziaływania wody na skały krasowiejące. Odznaczają się często bogatą szatą naciekową. Największe jaskinie zlokalizowane są w dolinie Dniestru. To tu, w okolicy wsi Korolówka, zwiedzić można drugą pod względem długości (suma długości wszystkich jej korytarzy, studni i kominów) jaskinię świata – jaskinię Optymistyczną, liczącą 222 km (dla porównania, najdłuższa jaskinia w Polsce Śnieżna w Tatrach ma 22 km). Uważa się, że po zbadaniu wszystkich jej korytarzy i znalezieniu połączenia z sąsiednią jaskinią Ozierną (Jeziorną, dług.117 km z oryginalną szatą naciekową i licznymi jeziorkami) łączna ich długość może osiągnąć nawet 2000 km. Pierwsze przemierzyliśmy korytarze Jaskini Atlantydy zlokalizowanej we wsi Zavallia nad Zbruczem, niedaleko miejscowości Kydryńce. Jaskinia osobliwa i unikalna, którą pokazali nam Szura i Sub. Na dobry początek musieliśmy przejść na kolanach sporą część komnaty do księgi Atlantydy wyrzeźbionej z gliny, położyć prawą rękę na niej i przysiąc, że nie naruszymy jej piękna i bogatej szaty naciekowej. Obiecaliśmy jej nie zniszczyć!!! Korytarze (podobnie w kolejnych odwiedzanych jaskiniach) tworzą istny labirynt....... trzeba naprawdę cierpliwości i tego zdrowego szaleństwa, samozaparcia w poznanie tych wszystkich zakamarków całkowicie do siebie podobnych. Najbardziej nas zachwyciły kryształy gipsu o przekroju tabliczkowym, słupkowym, igiełkowym. Przeważnie białej barwy, mieniące się w świetle czołówek jak gwiazdki na niebie. Urzekła nas szata naciekowa, szczególnie krystaliczne róże. Niestety, o czym Szura nam opowiedział, kiedyś było ich znacznie więcej niż teraz.....miejscowi swego czasu, zniszczyli oranżerie. Chłopacy zaopiekowali się jaskinią i bronią jej piękna w ramach swoich możliwości. Część pieczary pokryta jest gliną. Mieliśmy możliwość pozostawienia czegoś swojego, swoją wyobraźnię, swoje arcydzieło, rzeźbę.......w jednej salce glinianej mogliśmy ulepić co tylko przyszło nam na myśl. A zobaczyliśmy w tam sporo....od dinozaura po dziewczynę na plaży oraz liczne stwory. Niesamowite....Szura ze Subem wpuścili nas w przysłowiowe „maliny”.....przeganiając nas po ciasnych, krętych korytarzykach. Ale wszyscy „zdaliśmy egzamin”......nie pobłądziliśmy, nie utknęliśmy w żadnym zacisku!!!!! Choć siniaków ponabijałam sobie sporo. Zabawa była przednia!!!! Żal było opuszczać jaskinię i chłopaków, którzy nas ugościli po królewsku w swojej małej ale przytulnej chatce. Następnego dnia (dołączył do nas Wasyl Hucuł, który „wsadził” pierwszą grupę do pociągu w Tarnopolu) pojechaliśmy do wsi Krzywcze Górne, do Jaskini Kryształowej. Jaskinia częściowo udostępniona jest dla turystów. Maks pokazał nam kilkanaście innych, bocznych korytarzy, przejść, które tworzą ogromny labirynt o długości 23 km. Jej ściany z przezroczystego i łupliwego gipsu pokryte są kryształami gipsu i alabastru mienią się przecudną skalą barw. I jak to bywa podczas pierwszego wejścia.....przeszliśmy „chrzest”....oj, bardzo ciasne zaciski....dla „wybrańców”. To był nasz ostatni „egzamin”....W następnych jaskiniach chłopacy dali nam spokój. Tego samego dnia, jadąc do kolejnej pieczary zatrzymujemy się we wsi Monastyrek, malowniczo położonej w jarze Seretu. Znajduje się tam kaplica skalna, zwana świątynią „pogańską”. Przed komorą znajduje się wielki kamień ofiarny, używany później jako chrzcielnica. Jar Seretu należy do najpiękniejszych jarów Podola. Jest silnie zalesiony na brzegach i obfituje w liczne, nieraz wprost fantastyczne skały. Rankiem przyjeżdżamy do wsi Bilcze Złote z pałacem Sapiehów położonym wśród ogromnego parku nad Seretem. Na północ od wsi znajduje się jaskinia Werteba, labirynt podziemnych i niezbyt wysokich chodników ( długości 9 km ). Jest to właściwie jaskinia – muzeum, ze względu na dokonane w niej odkrycia archeologiczne. Wykopaliska tu znalezione świadczą o licznym jej zaludnieniu jeszcze w epoce neolitycznej. Są to jedne z najbardziej znanych źródeł polichromowej ceramiki prehistorycznej. W jaskini odkryto wiele naczyń, wyrobów kamiennych i kościanych, rzeźb w glinie i kości ludzkich. Dyrektor tego muzeum wraz z archeologami odtworzyli ówczesną kulturę i życie tych ludzi. Zwiedzając tę pieczarę można obejrzeć liczne eksponaty. I tu również kręte korytarze zachwyciły nas skrywanymi we własnym wnętrzu kryształami gipsu, często pokrytymi gliną. Po południu przenosimy się do wsi Zalesie (Zalissia) . W jej okolicy zlokalizowana jest jaskinia Mlynki. Po jej krętych korytarzach (długości 28 km ) poprowadził nas Borys. Mieliśmy okazję dwukrotnie do niej wejść i przemierzyć jej korytarze. Najpierw wybraliśmy tzw. trasę „kryształową”, czyli szlak najpiękniejszych form i nacieków jakie skrywa ta pieczara. Natomiast kolejnego dnia zdecydowaliśmy się na trasę „sportową”, na której sprawdziliśmy swoją kondycję.....popalić dała nam słynna „Fantazja”. Korytarz bardzo wąski i kręty, który przemierza się właściwie w „powietrzu”, tzw. "rozpieraczką”...tak ułożyć ciało, by nie zsunąć się przypadkiem w dół ( nie widać dna ) albo w ogóle się przecisnąć w szczelinie. Liczyć trzeba tu tylko na własną wyobraźnię, na fantazję. Ale zapewniam.....będąc w tej jaskini warto spróbować zmierzyć się z tym fragmentem korytarza. Jaskinia Mlynki powstała w warstwie gipsów mioceńskich, z licznymi krętymi korytarzami. Zobaczyliśmy w niej efektowne nacieki, przyjmujące przeróżne, fantazyjne kształty i występujące w kilku barwach na stropie, ścianach i spągu. Barwach od białej przez żółtą, pomarańczową do brązowej. Patrząc na plan jaskini ( fotka w „Galerii”) ma się wrażenie jakby przeszły korniki po kartce papieru i „wyrysowały” cały schemat. Idąc za Borysem (zresztą także i w poprzednich „dziurach” ) zastanawialiśmy się, jak bezbłędnie można połapać się w tych wszystkich korytarzach, całkowicie do siebie podobnych.......wąskich, ładnie wymytych i bardzo wysokich, że nawet przy świetle czołówki nie mogliśmy dostrzec stropu. Gwarantuję....można, trzeba tylko wyzwolić w sobie siły odkrywcy. A warto.......wnętrze ziemi kryje w sobie wiele bogactwa, niepowtarzalności, której nie zobaczymy na powierzchni. Na pewno towarzyszy temu dreszczyk emocji, adrenalina wzrasta o ponad 100%........ale jest to świat unikalny i baśniowy. Czas powracać do rzeczywistości, do przyziemnych spraw, obowiązków, nauki i pracy. Tymczasem ziemia swoje kółko wykręca........... Kto wie, może znów się spotkamy na pięknej Ukrainie?????