ptt_tbg.jpgptt_zima.jpg

Pieniny Polskie i Słowackie [30.04-04-05.2008r.]

Wszystkie oczy zwróciły się w stronę bajarza, gdzie niczego nieświadom siedział na stołku i zawzięcie coś w swojej księdze skrobał. Opisywał w niej wszystko, co się od najdawniejszych czasów wydarzyło....... Co widział i słyszał to spisywał wiernie, a czego nie widział i nie słyszał, to zmyślał tak pięknie, iż wszystkim serca rosły. Wokół niego zaczęło zbierać się sporo słuchaczy, którzy czekali z niecierpliwością na kolejną opowieść......Gawędziarz podjadłwszy sobie, do ognia się przysunął, dymem jałowcowym z lubością odetchnął i opowieść snuć zaczął........
........ Hmmm,..... Pieniny, jedne z wielu małych plam na mapie Polski. Góry niewielkie w swej rozciągłości geograficznej, łączące Polskę i Słowację. Tereny te prawie w całości objęte są ochroną – w 1932 roku utworzono tu park narodowy. A jak powstały, skąd się wzięły na tej pięknej polskiej ziemi????? Tego nawet najstarsi przodkowie nie pamiętają.........W porównaniu do innych obszarów Karpat Zachodnich, Pieniny wyodrębniają się niepowtarzalnym krajobrazem. Każdego kto je odwiedza, przemierza ich szlaki, zadziwiają......... przełom Dunajca tworzącego skalny kanion, wysokie, poszarpane turnie Trzech Koron, czy regularne, stożkowe, niby piramidy w Gizie, inne szczyty górskie. Albo pionowa zerwa Sokolicy, czy malownicze, skalne wąwozy rozcinające stoki łagodnych górskich grzbietów. Tak zróżnicowany krajobraz jest zasługą trzykrotnego pofałdowania. Cała budowa geologiczna jest bardzo skomplikowana. Długo by tu opowiadać........ Pieniny zbudowane są z wapieni jurajskich i kredowych, z margli oraz zalegających w obniżeniach łupków, piaskowców i zlepieńców. Wiek najstarszych skał regionu datuje się na 200-250 mln lat (trias). Przez wiele milionów lat doszło do nagromadzenia osadów na dnie morza. Powstały w ten sposób skały osadowe, które uległy sfałdowaniu, zmieszaniu. Dochodziło także do ich kilkukrotnego zanurzania i wynurzania. Najważniejsza faza fałdowania Prapienin miała miejsce w trzeciorzędzie. Postępująca przez kolejne miliony lat erozja doprowadziła do zdarcia wierzchniej pokrywy skalnej i wymodelowania rzeźby współczesnej. W mniej odpornych skałach powstały przełęcze, dolinki, wąwozy, żleby oraz płaskie powierzchnie garbów. Twarde i odporne wapienie jurajskie są materiałem do tworzenia urwisk skalnych, strzelistych turni i samotnych skałek (ostańców).
........Jeśli myślicie, że mrożące krew w żyłach legendy i górskie opowieści pochodzą wyłącznie z dawnych czasów i nie mają nic wspólnego z dzisiejszą „cywilizowaną” rzeczywistością, to grubo się mylicie....... swego czasu sam przeżyłem coś niezwykłego....... Jedni w tę historię wierzą, inni nie. Ale jedno jest pewne......Ci, którzy widzieli wszystko na własne oczy opowiadają o tym z przejęciem i z zachwytem :-)
A rzecz działa się w długi majowy weekend, w jednym z pienińskich schronisk wciśniętego w zbocze i nieco schowanego wśród drzew, o dźwięcznej nazwie „Orlica”..........
            W czwartkowy poranek podjeżdżamy do Jaworek, niewielkiej, połemkowskiej wsi położonej w dolinie Grajcarki u podnóża Małych Pienin. To tu, na strychu cerkwi znalazł schronienie rzadki gatunek nietoperza Podkowca Małego. Ze wsi wyszliśmy na wschód asfaltową drogą do rezerwatu „Biała Woda”. Za ostatnimi domami są rozstaje – od drogi, brzegiem potoku, szlak odbił w lewo, wspinamy się ścieżką między łąkami. Odsłania nam się widok na pozostawione w dole Jaworki, a za nimi grzbietu Małych Pienin i blady obraz  Tatr. Później – na wprost, nieco po lewej, ukazuje się Przehyba, Wielki Rogacz i Radziejowa. Widoki oczarowują nas. Czerwony szlak prowadzi nas świerkowo – bukowym lasem, mijamy kilka polan położonych na grzbiecie Ruskiego Wierchu. Wspinamy się w górę halą, na końcu której ukazuje się ponownie przepiękny widok na ośnieżone szczyty Tatr. Nad polaną od północy dominuje szczyt Pokrywisko, w pozostałych kierunkach dalekie i piękne krajobrazy – pasmo Jaworzyny od wschodu, gniazdo Magury Spiskiej od zachodu, grzbiet Eliaszówki od południa. Nie sposób się tu nie zatrzymać,  zapatrzeć i westchnąć......utrwalić to wspomnienie na fotce. Połączonym szlakiem czerwono-niebieskim docieramy na Obidzę, na „graniczny” węzeł pomiędzy Pieninami a Beskidem Sądeckim. Zatrzymujemy się na dłuższy postój z małym co nieco jak mawiał Kubuś Puchatek........nie mogliśmy się oprzeć.......w bacówce serwowano lody od Dody......
Dalsza droga prowadziła nas niebieskim szlakiem. Wiedzie on szczytami górskimi wzdłuż granicy polsko-słowackiej. Nie schodząc poniżej 900 m n.p.m. ruszyliśmy szczytami Syhła, Szczob do Przełęczy Rozdziela, gdzie znajduje się naturalna granica pomiędzy Małymi Pieninami a Beskidem Sądeckim. Wyobraźcie sobie jaki widok ukazał się nam gdy wyszliśmy z lasu........ mogliśmy podziwiać piękno podhalańskich gór, zadziwiające konstrukcje skalne, hale pokryte zieloną trawą i pasące się na nich owce. Zatrzymujemy się przy bacówce, w której gospodarzą pasterze. Początek maja, stoją już tu koszary dla owiec, słychać granie pasterskich dzwonków i okrzyki juhasów.  Najmłodsza z nas, 10-letnia Wiktoria pełna zachwytu wprost nie może się napatrzeć na malutkie owieczki czy puszyste białe kulki....szczenięta psów pasterskich. Malowniczości polanie dodają potężne rosochate buki, jawory i jesiony. Na stokach czas pokazuje czytelne ślady dawnych miedz. To pozostałość po polach, uprawianych niegdyś przez mieszkańców Białej Wody.
Ale zaraz, zaraz.......chwila........ Tuż przed Przełęczą Rozdziela w tajemniczy dla niektórych osób sposób znika część grupy. Hmmm, czyżby „Sandomierzowi” udało się jak Koziołkowi Matołkowi wskoczyć do obrazu.... i przeszli jeszcze inny fragment szlaku pienińskiego???......Tylko skąd tu rama???? Albo jak Alicja przeszli do krainy czarów????? Pozostanie to ich słodką tajemnicą, urokliwym wspomnieniem.........
            W dół do busa pozostała nam jeszcze godzinka z haczykiem marszu. Wchodzimy do rezerwatu Biała Woda, obfitujący w oryginalne skałki, między którymi potok tworzy malownicze odcinki przełomowe, a na progach wodospady. Na uwagę zasługują Brysztańskie Skały stanowiące jedną z enklaw tego obszaru. W rezerwacie występuje strefa kontaktowa utworów czorsztyńskich z serią niedzicką od południa, a od północy z fliszem magurskim. Najokazalsze, godne uwagi, mierzące 80 m są północne urwiste zbocza Smolegowej Skały, gdzie rosną reliktowe poglacjalne gatunki wysokogórskie. Naprzeciwko znajduje się jedyna w 500- kilometrowym pienińskim pasie skałkowym bazaltowa skałka pochodzenia wulkanicznego. Około 100 milionów lat temu, w trzeciorzędzie, uaktywniona ruchami górotwórczymi magma przebiła się przez warstwy kruchych łupków i zastygła na powierzchni. Działanie wiatru, wody i słońca powoduje jej wietrzenie i zmianę barwy na powierzchni z czarnozielonkawej na rdzawo-niebieską, żółtawą lub zielonkawą. Mijamy grupę malowniczych tzw. Białowodzkich Skał - wapiennych turni i bloków skalnych, pomiędzy którymi potok tworzy krótki, ale urokliwy przełom o nazwie Międzyskały.
            Dawno, dawno temu...... Odkąd tylko istniała wieś Biała Woda, opowiadali ludzie, że za skałką zwaną Czubata, nieopodal osady, w rumowiskach i skałach jest jaskinia, a w niej leżą ukryte nieprzebrane skarby. Skąd się tam wzięły nikt nie wie. Wiadomo tylko, że pilnują ich złe duchy, czarty i inne plugastwo i bronią dostępu do bogactwa. Raz w roku, w Palmową Niedzielę, skarby pozostają bez dozoru i każdy, kto na nie trafi, może zabrać tyle dobra, ile zdoła unieść. Trwa to niedługo, tyle tylko ile czasu zajmuje czytanie Ewangelii o Męce Pańskiej w kościele, jej to bowiem owi strażnicy bogactwa i inne czarcie nasienie musi w tym dniu z Boskiego rozkazu wysłuchać. Słyszała też o tym Magda, wdowa, i już nieraz tak sobie myślała, że dobrze by było owe skarby znaleźć........
Legendy mają to do siebie, że są podobne do baśni. Łączy je magia, którą przeplata rzeczywistość..........Niejedną legendę urocze Pieniny kryją w sobie....... mam nadzieję, że uda nam się je kiedyś wszystkie poznać ......... a owe skarby z jaskini.......przyjedziemy tu w Niedzielę Palmową.........
W piątek z samego rańca wyruszamy spod „Orlicy”. Szlak wznosi się leśną ścieżką w górę niewielkiego potoku. Znaki mijają stromą polanę o nazwie Rozmusowe i podchodzą pod grzbiet. Z prawej pozostaje zbocze Bystrzyka (704 m) – szczytu kończącego na zachodzie Małe Pieniny. Znaki prowadzą nas łagodnie drogą na wschód, w stronę widocznego zalesionego stożka Szafranówki. W lewo otwiera się panorama doliny Dunajca w rejonie Krościenka i Szczawnicy, a na prawo widać słowacką część Pienin z Holicą oraz masywem Aksamitki (z licznymi jaskiniami ) i Haligowskich Skał. Gdy szlak podchodzi pod wypiętrzenie Szafranówki, w lewo poprzez dość głęboko wciętą boczną dolinkę można dostrzec kopułę Palenicy. Koło szałasu następuje niesamowite spotkanie........dołączyła do nas na szlak Majka. Postój się przedłuża, gdyż parę osób uległo pokusie szaleńczej zabawie.....zjazdy na saneczkach. Przednia zabawa..... Szczytowy stożek osiągamy po krótkim, lecz stromym podejściu wśród gęstej leszczyny. Tuż za szczytem wchodzimy na graniczny, niebieski szlak. Ścieżka prowadzi teraz lasem przez wzniesienie Witkuli. Po kilku minutach szlak doprowadził nas do widokowej polany, skąd rozpościera się ładny widok na Pasmo Radziejowej oraz na pobliską wulkaniczną Jarmutę. Tu dawniej wydobywano bardzo rzadki - występujący jedynie w kilku miejscach na świecie - andezyt. Znaleźć też można skamieniałe skorupy ślimaków, które świadczą, że przed milionami lat było tu morze (ocean Tedyty ). Na dalszym odcinku szlak wielokrotnie prowadzi widokowymi halami. Trawersujemy szczyt Wysokiego Wierchu północnym jego zboczem. Ze szlaku rozpościerają się ładne widoki na Pasmo Radziejowej, Magurę Spiską oraz na oddalone o kilkadziesiąt kilometrów Tatry. I cóż nas tu spotyka......ciekawe jakie baśniowe myśli chodzą po głowach „Sandomierzowi”...... zeszli do Szlachtowej gdzie czekali chwilę na busa do Szczawnicy. Wrócili do naszego schroniska i po krótkim odpoczynku wyruszyli na podbój Sokolicy.........
Po niespełna pół godzinie ścieżka na dłużej wkracza do lasu. Szlak pokonuje tutaj większe różnice wzniesień niż dotychczas. Po kilkudziesięciu minutach skrzyżowanie dróg. Szlak niebieski obniża się w lewo. Na wprost wznosi się nie znakowana ścieżka na szczyt Wysokiej. Część grupy pnie się stromo do góry po skalnych płytach i stopniach. Zdobyli Wysoką. Sam jej wierzchołek zajmuje niewiele miejsca i podcięty jest skalnymi urwiskami. Ze skalnego szczytu otwiera się obłędna panorama na okoliczne pasma wyłaniające się ponad otaczające szczyt drzewa. Po powrocie do niebieskiego szlaku ścieżka obniża się zdecydowanie i po kilkudziesięciu metrach doprowadza nas do rozwidlenia z zielonym szlakiem. Szlak ten zwraca się stromo w dół ku Wąwozowi Homole. Z upływem czasu szlak łagodnieje i przecina górską halę z ładnym widokiem na skalne formacje Wąwozu Homole. U podnóża hali szlak dochodzi do potoku Kamionka. W parę minut jesteśmy u wylotu Rezerwatu Wąwoz Homole....... Siadamy na kubek gorącej herbaty przy płaskiej skale, tzw. Kamienne Księgi. Według opowiadań najstarszych, wśród miejscowej ludności zapisane są w nich wszystkie losy ludzkie. Jest to zaszyfrowane pismo, którego nikt dotąd nie dał rady odczytać. Udało się to dopiero pewnemu staremu popowi z Wielkiego Lipnika na Słowacji, ale Pan Bóg nie chcąc, by ludzie poznali koleje swojego przyszłego życia, odebrał mu mowę.
Idziemy dnem Homoli wzdłuż spływającego kaskadami po kamieniach potoku Kamionka, często przekraczając go po metalowych mostkach. Ściany wąwozu są niezwykle strome i wysokie, miejscami sięgają 200 do 300 m nad poziom wody potoku. Skały porastają przeróżne trawy i turzyce, zioła i kwiaty, mech i porosty. Wyszedłszy z wąwozu, docieramy do szosy w Jaworkach,  gdzie nasza dzisiejsza  górska wycieczka dobiega końca.
W sobotę po porannej Mszy Św. w miejscowym kościele i śniadaniu wyruszamy zdobywać kolejne szczyty pienińskie. Pogoda nam sprzyja. Jest łaskawa....nie za gorąco, tak w sam raz! Czasem chmury przykryją na chwilkę słoneczko, powieje lekki górski wiatr. Ze schroniska „Orlica” wyruszamy jak wczoraj leśną drogą ku górze.  Na polanie Rozmusowe schodzimy na żółty szlak wiodący do Leśnicy na Słowacji. Szlak urokliwy, otwierający widoki na Sokolicę, poszarpane turnie Trzech Koron. Po pół godzinie wędrówki zasiadamy w miejscowym ogródku przy sklepie...... nie mogliśmy przejść obojętnie koło lodówki pełnej lodów i półek z ciastkami, cukierkami i innymi słodkościami. Po degustacji i odpoczynku ruszamy w dalszą trasę. Niedaleko nam było dane dojść......mamy kolejny, tym razem przymusowy postój na przystanku ...nad Leśnicę nadciągnęła czarna chmura, spowiła swoim ciężarem wioskę i lunął deszcz..... Po nawałnicy wyruszamy na szlak pełni nadziei i optymizmu, że już nie będzie padało..... „czary” podziałały. I choć czasem chmury przykryły niebo, to do końca dnia cieszyliśmy się piękną pogodą. Niebieskim szlakiem pniemy się ku górze, przez las mieszany, gdzie co chwila odsłaniają się nam cudne widoki na góry. Warto patrzeć pod nogi, gdyż występują tu bardzo ciekawe oryginalne kamienie. Taki biały marmur poprzeplatany brązowymi wkładkami rudy darniowej. Gdy doszliśmy na przełęcz Targov, zwanej często Limierz odsłaniają się niepowtarzalne, osobliwe krajobrazy pienińskie. W dalszej wędrówce na Przełęcz Cerla z żabiej perspektywy przyglądamy się Trzem Koronom, Czerteżowi czy Sokolicy z rosnącą w spokoju, nieświadomą swojej misji drzewa – symbolu, sosną reliktową. Odsłania się nam  widok na bardzo kręty i wąski przełom Dunajca, drugi symbol Pienin. Oczywiście przypominają się legendy o powstaniu tego przełomu....jest ich wiele... Jedna z nich głosi, że ujście Dunajcowi wyrąbał mieczem król Bolesław Chrobry. Inna mówi o Ferkowiczu, ścigającym króla wężów, który uciekając wytarł swym cielskiem wąwóz, wytyczając drogę rzece......ale zaraz, zaraz..... wróćmy do rzeczywistości.....Wśród majestatu gór, robimy krótki popas i nabieramy siły na dalszą wędrówkę. Czerwonym szlakiem przez Plaśnie docieramy do Przełęczy Tokarnia. Szlak wiedzie lasem, mijamy osobliwe wapienne skałki, które kryją w sobie jaskinie...... może kiedyś uda się je odszukać??? Warto spędzić dłuższą chwilę na łąkach Mlaćne - bo tutaj widoki są najpiękniejsze, obejmują całe pasmo Małych Pienin i Pienin Właściwych, Beskid Sądecki, a po drugiej stronie Magurę Spiską ze szczytami Kobylia Hlava czy Czerteż, a za nimi pasmo Tatr Bielskich i Wysokich.
A powyżej przełęczy Tokarnia........Do niespotykanego w tych czasach doszło wydarzenia.......tarnobrzeska armia pod dowództwem feldmarszałka Leszka w sile kilkudziesięciu żołnierzy znalazła się na umocnionej pozycji pomiędzy Przełęczą Tokarnia a rozległym pasmem Małych Pienin w kierunku północnym. Rozegrała się bitwa.... Bitwa pod Tokarnią miała podwójne znaczenie.......przypieczętowała znajomość, co prawda krótkotrwałą z Krakusami, panowanie oraz potwierdziła słuszność i niezwykłą skuteczność nowej taktyki bitewnej dowódcy.
Aby spróbować wymusić wycofanie się wojsk krakowskich z przełęczy lub ominięcie nas szerokim łukiem, Feldmarszałek wysłał najpierw zwiadowców na czele ze starszym chorążym sztabowym Ewą, którzy mieli poprowadzić działania zaczepne na przodach.
Tymczasem pod osłoną chmur i gór, w najgłębszej tajemnicy i ciszy, między Małymi Pieninami a słowackim gniazdem Pienin Właściwych, powyżej przełęczy Tokarnia przemieszczał się Szósty Pułk Wybuleńców Tarnobrzeskich Wozów Drabiniastych. To oni w decydującym ataku wyznaczonym na godzinę 16.25 mieli przełamać pozycje Krakusów i zdobyć kolejne szczyty gór........
Po chwili na horyzoncie ukazał się „wróg”...... postacie szybko rosły do rozmiarów rzeczywistych....po paru minutach można było rozróżnić poszczególne osoby. Ze strony feldmarszałka padł rozkaz.......”Formować szyk!!! Trzymamy się za ręce!!! Nie puszczamy!!!!” Krakusy spodziewając się tradycyjnego dla sztuki wojennej owych czasów zmasowanego ataku o charakterze frontalnym szybko rozpoczęli „budowę” umocnień zakładając obciążenia na plecy w postaci plecaków i podobnie jak my, chwytając się mocno za ręce. Nie powstało, jak to ma w zwyczaju podczas takich bitew, umocnień fortów, wykopanych szańców, stanowisk artyleryjskich, nie ustawiono zasiek czy palisad. Szósty Pułk pod dowództwem Leszka przewyższający liczebnością ruszył do ataku. Tak to rozpoczęła się bitwa, nie na śmierć i życie, a za honor, dumę i dobrą zabawę. Bitwa trwała parę minut. Wojsko tarnobrzeskie nie poddało się, w większości szyku nie dali się rozerwać. Dużo zdziałała brawura i odwaga żołnierzy. Szybko „zamknęli” Krakusów we wnętrzu własnego zwartego pułku i zmusili do poddania się.  Po złożeniu broni przez pokonanych, nastąpiła wymiana uśmiechów i kilku grzecznościowych słów.....
Sukcesem była nowa taktyka feldmarszałka, powszechny w tych latach atak liniowy, gdzie wojsko zgromadzone w wielkiej formacji szturmowało pozycje przeciwnika w zwartych szykach.
Potem, wobec całkowitego przerwania obrony Krakusów, przeciwnik przeszedł spokojnie w kierunku Tokarni. Została tym samym otwarta droga do rozpoczęcia oblężenia stoku Wysokiego Wierchu (899,5 m n.p.m. )  i Rabsztyna (811 m n.p.m. ) . Trwało to zaledwie pół godziny i skończyło się zdobyciem szczytów.
Czas nieubłaganie biegł do przodu.  Ze stoku Rabsztyna zeszliśmy na szlak graniczny i przez Szafranówkę wróciliśmy na bazę.
Tradycyjnie jak na każdych wspólnych wyjazdach, wieczorki spędzaliśmy wspólnie na śpiewach przy akompaniamencie gitar Sławka, Józka i Dziadka......Przesiadywaliśmy pod tawerną piekąc kiełbaski i ziemniaki na grillu......
Niedziela nas nie rozpieszczała.....od samego rana lał deszcz, góry przykryły szczelnie chmury......Nie pozostało nam nic innego jak po Mszy Św. spakować się, i powrócić do naszych domów. Moc wrażeń i wspomnień z wędrówki po pienińskich szlakach pozostaną w nas głęboko i na zdjęciach. A może w setną rocznicę bitwy, w rejonie walk na przełęczy lub na wzgórzu górującym nad Tokarnią, właściciel tych dóbr von........ zafunduje pomnik – obelisk upamiętniający walkę i wizytę na jej miejscu feldmarszałka z pułkiem....?????
Oj, góry i całe niebo płakało na pożegnanie......