ptt_tbg.jpgptt_zima.jpg

Tatry Słowackie [04-07.09.2008r.]

     Niepodobna opisać, jaki urok wywierają Tatry, osobliwe na tych którzy je odwiedzają. Kiedy nadchodzi pora zbliżającej się wyprawy, dziwna jakaś niecierpliwość pierś przepełnia......Jakież dopiero wzruszenie, gdy ujrzy się z daleka szczyty gór......
Cóż te Tatry mają tak cudownie przyciągającego do siebie, że się za nimi tęskni, jakby za ukochaną osobą? Jakaż siła nas tam zwabia? Wielu ludzi dąży do Tatr, jakby do skarbnicy dziwów a wracają stamtąd owiani urokiem niepojętym dla tych, co tam nie byli...... Co takiego magicznego jest w tym skrawku świata, że nas przyciąga??? Czego szukamy w tych górach, wspinając się mozolnie na przełęcze i szczyty??? Czy chcemy nasycić oczy obłędnymi widokami, wsłuchać się w szum potoków, odurzyć zapachem kosówki albo spotkać świstaka? A może po prostu sprawdzić swoje siły w zapasach z granitem Tatr, pokonać swoją słabość, czasem obawy czy nawet strach??? Każdy z nas ma swoją odpowiedź na te pytania........ dla jednych góry są tylko rumowiskiem głazów, stosem bezładnych kamieni, dla drugich całym światem, najwspanialszą architekturą stworzoną przez Stwórcę, związaną z przemijaniem i trwaniem , dla innych jeszcze wiecznym niedosytem i niespełnieniem.....Jedno jest pewne.....będąc tu rwie się dusza z niepohamowanym zapałem; ruszamy śmiało, bo wszystkie trudy wynagrodzą nam hojnie doznane wrażenia, które na zawsze w nas pozostaną.

    Pogodny wrześniowy ranek budzi się nad Tatrami. W dolinie panuje jeszcze szarość świtu, ale wierzchołki wyniosłych szczytów oświetlone są już pierwszymi promieniami słońca. Ceglasta czerwień stopniowo różowieje, wkrótce osiągnie intensywną białość słonecznego blasku. Blask ten schodzi coraz niżej, coraz bliżej dna dolin. Ściany i zbocza dotąd  szare i płaskie, zaledwie konturem grani rysujące się na tle bladego nieba świtu, teraz stają się plastyczne, trójwymiarowe, odsłaniają szczegóły swojej rzeźby.....liczne żleby, grzędy, rysy, krawędzie,  pionowe kominy i skaliste półki, żebra, urwiska......... Słonko już jest coraz wyżej ponad linią horyzontu. Jeszcze dna doliny opierają się przed tym zalewem światła, ale już błyszczą w promieniach słonka zielone łany kosodrzewiny. Już za chwilę, za moment wiązka promieni wedrze się do wnętrza niewielkiej skalistej koleby leżącej o kilka kroków od szlaku.......

    Wyruszamy z Trzech Źródeł (Tri studničky) zielonym szlakiem, w większości zalesionym, pnąc się na Krywań od strony południowo-zachodniej. Otoczyły nas dęby rosochate, zgarbione, z szeroko rozrosłymi konarami, na których szemrał liść pięknej zieleni. Otoczyły nas tam sosny czarne, bez ruchu stojące, o pniach kapiących złotą, bursztynową żywicą. A wśród sosen czarnych zabielały brzozy, szemrzące liściem drobnym i graby zadumane, na których ptaki świergoczą. A niska kalina – na niskich dołkach stojąca jest wody spragniona. Szliśmy ku górze jakby przez ogromny kościół, tysiącem kolumn podparty, kobiercem mchów, kamieni i poprzerastanymi, grubymi korzeniami wysłany, a z góry, wysoko, przez liście, jak przez witraż, rzucało słońce garście złotych blasków. Szlakiem  wspinamy się na mocno zalesione zbocze Gronika. Podchodząc wyżej, wykorzystujemy serpentyny wijące się wśród kosodrzewiny, skąd rozpościera się, oglądając się za siebie, mglisty widok na szczyty tatrzańskie przeplatane Doliną Koprową czy Cichą. Ta ostatnia stanowi geograficzną granicę między Tatrami Wysokimi a Tatrami Zachodnimi na Słowacji. A przed nami otwiera się widok na Krywań.....Stąd przedstawia się on jako połoga piramida rozdarta żlebami, jakby podkowa rozciągnięta ze wschodu na zachód. Jak w polskiej części Tatr Giewont, tak tu, po stronie słowackiej, górą narodową jest właśnie Krywań. Tak, właśnie on, mimo że na liście najwyższych szczytów zajmuje odległą pozycję. Jednak każdy kto na niego spojrzy wie od razu, że to niezwykła góra. Widoczny z większości szczytów polskich czy słowackich, góruje nad tą częścią Tatr i wzbudza respekt swoją wyniosłością i potęgą.
Wnet szlak wyprowadza nas na polanę, okrytą bujną i pięknie ubarwioną najrozmaitszą barwą trawą. I któż nas tu wita.....tak, tak z norki na zwiady wyszedł świstak o żółtawobrązowej i szarej sierści. Jak krasnoludek w wysokiej trawie na dwóch łapkach stojąc, nastawił swe duże, okrągławe uszka i patrzy na świat bystrymi, czarnymi oczkami...Cichutko wyciąga szyję i bada okolicę, nieświadom jakże jest przystojny, fotogeniczny...... Weszliśmy w świat skał i strumieni, który był modry od mgieł i dalekich szczytów, srebrny od wód, a dzikszy niżeli pozostawiony u dołu. Jak okiem sięgnąć, stoją skalne zręby, pod niebo się wspinające, jedne na drugie tłoczące, bodąc chmury czołem. Jak okiem spojrzeć, huczą zdroje żywe, pasma wód tryskają spod głazów i biegną z szumem, grają. Przegląda się w nich złoto słońca i lazur nieba. I przeglądają się w nich gnane wiatrem chmury, co błękit ten zdmuchują i to złoto gaszą.

Pod Przehybą ścieżka łagodnie opada w lewo do szerokiego Krywańskiego Żlebu. W górnej części żlebu szlak łączy się z niebieskimi znakami prowadzącymi z Jamskiego Stawu. Wspinamy się dalej stromo do góry skalną ścieżką, złomami kamieni zalegającą. Gdy dotarliśmy na Krywańską Przełączkę ujrzeliśmy ramię Małego Krywania ( 2334m n.p.m.), którego nie pożałowaliśmy zdobyć. Odsłonił się nam zniewalający widok na morze szczytów Tatr Wysokich oraz Zielony i Mały Staw Ważecki w głębinach Doliny Ważeckiej. Ale cóż to...gdzie podziało się słonko???? Jak tumany kurzu od dołu wspinają się wypierzeńce obmywając grzbiety, niczym morskie fale. Walka z niebezpieczeństwami przy wdzieraniu się nad obłoki w krainę niby nadziemską ma niepojęty, niezwykły powab, nie da się z niczym tego porównać..... Końcowy odcinek  wspinamy się skalistą granią, po gruzowisku i piargu a potem wyżej, wchodzimy na strome, południowo-zachodnie zbocze szczytowej piramidy. Widoki z Krywania ( 2494 m n.p.m. ) są imponujące, choć na początku mamy je ograniczone. Jednak chwila cierpliwości, krótki popas wysokogórski, uroczyste wręczenie Iwonie i Pawłowi legitymacji PTT....popłaca..... naszym oczom ukazał się widnokrąg bogaty, tak w obrazy dzikie i groźne, z potarganymi grzbietami, przepaściami, niedostępnymi żlebami, jak i sielankowy, łagodny z jeziorkami, dolinami, widokami na miasteczka, pola, lasy........Na zachodzie widać Tatry Zachodnie z wyróżniającą się Bystrą. Od wschodu widoczne są masywy tatrzańskich szczytów słowackich. Na północy widnieją wierzchołki polskiej części Tatr, a od południa widoczny jest Jamski Staw a w oddali masywny grzbiet Niżnych Tatr i grupy Fatry.

A wiecie dlaczego wierzchołek Krywania jest przekrzywiony????? Stara, ludowa legenda powiada.......Po stworzeniu świata Pan Bóg zesłał na ziemie Anioła, chcąc się dowiedzieć co mu się tam najbardziej spodoba. Anioł oczarowany majestatem tejże góry, która w tamtych czasach była uważana za najwyższą w okolicy, za bardzo zbliżył się do jej wierzchołka. Radośnie machnął skrzydłem i przekrzywił wierzchołek Krywania. I tak już zostało do dziś.....

Krywań często jest opiewany w zbójnickich pieśniach, wierszach, powieściach, sztuce. Wiele sławy przyniosły jemu dawniejsze kopalnie antymonitu, galeny i złota. To szczyt o bardzo indywidualnej fizjonomii. Jest jednym z kilku, przykładem karlingu w Tatrach, tzn. masywu górskiego podciętego ze wszystkich stron dolinami. Ściany opadają wprost w głębokie doliny, wskutek czego deniwelacje dochodzą do 1300m. Pierwszym Polakiem, który zdobył tą narodową górę Słowaków był geolog Stanisław Staszic ( w 1805 roku ).

Zdobywanie Krywania
{youtube}LU--fA1Z934{/youtube}

Czas już schodzić...... Schodzimy tym samym szlakiem, skalisto - piarżystym południowym zboczem przez przełęcz Krywańską i obok garbu Małego Krywania. Odcinek niebieskiego szlaku pokonujemy aż do węzła szlaków Jamski Staw. Towarzyszy nam ładny widok na tatrzańskie szczyty oraz na dwuramienną Dolinę Ważecką ( Dol. Ważecka i wschodnie odgałęzienie Dol. Sucha Ważecka ). Obie gałęzie dźwigają się piętrami, powstałymi z podwójnych cyrków lodowcowych, usytuowanych jeden nad drugim. Przechodzimy potężny kompleks morenowy zwany Jamami.........jakaż odkrywa nam się tu przeszłość geologiczna.....zamykamy oczy.......wyobrażamy sobie, że cofamy się setki, tysięcy  milionów lat wstecz...... I wtedy jak w cudownym, barwnym filmie przesuwają się przed naszymi oczyma zmienne jak w kalejdoskopie obrazy. Wyobraźnią przywołujemy obraz potężnych cielsk lodowców ważeckiego i furkotnego wciskających się w dolinę. Cofając pozostawiają pobojowisko głazów, kamieni. Cała powierzchnia owych Jamów rozpada się na niezliczoną ilość drobnych garbów, najeżonych często olbrzymimi odłamkami skał granitowych, porozdzielanych płytkimi zagłębieniami.....

Schodzimy krętym szlakiem wijącym się wśród want, kęp smreków i limb. Przechodzimy wzdłuż grobli, która zasłania nam Jamski Staw. W ostatniej części szlaku niebieskiego towarzyszy nam wartko płynący potok górski. Krótka przerwa na ławeczce tuż przy połączeniu szlaku niebieskiego z czerwonym. I właśnie za czerwonymi znakami zeszliśmy do Szczyrbskiego Jeziora do busa.

    Kolejny dzionek słonkiem nas wita....... Podjeżdżamy busem do Starego Smokowca, na pierwszy kurs kolejki na Hrebenok.
Na samą myśl, że mam opisać szlak na Czerwoną Ławkę, pióro wypada mi z ręki, gdyż zupełnie nie zdolną czuję się do oddania w słowach uroku i wspaniałości tej trasy, tego miejsca.......Warto jednak tu się dłużej zatrzymać ...i dla widoków i dla geologii......

Na górnej stacji „Siodełku” ( Hrebenok ) warto na chwilę się zatrzymać i spojrzeć na  grzbiet Sławkowskiego Grzebienia, który przechodzi tu w potężny wał moren bocznych ( to jest największe w Tatrach wypiętrzenie morenowe ), ciągnących się ku Zbójnickim Wantom i Wieży. Kierujemy się na północ ku Staroleśnej Polanie wśród wspaniałego drzewostanu. Mijamy jeden z nielicznych już w Tatrach płat lasu pierwotnego, nietkniętego ludzką ręką. Szlak wiedzie nas zakosami wzdłuż Staroleśnego Potoku, wspinamy się na 150 –metrowy próg oddzielający środkowe piętro Doliny Zimnej Wody (owa dolina ma dwie duże gałęzie, rozdzielające się w rejonie Wodospadów Zimnej Wody i podchodzących pod grań główną Tatr: Dolinę Staroleśną i Dolinę Małej Zimnej Wody). Na chwilkę zatrzymujemy się obok Wyżniego Wodospadu, najpiękniejszego z wodogrzmotów Zimnej Wody, spadającego mroczną, 20-metrową kaskadą w skalnej szczelinie. Bieli się pianą, bielszą od najbielszego śniegu a kiedy słońce o nią łamie swe promienie, to tworzy barwy tęczowe. Do Zamkowskiego schroniska podchodzimy przez pola ogromnych złomów granitu, będących rezultatem wielkich obrywów skalnych u schyłku epoki lodowej. Przekraczając górną granicę lasu, zdeformowaną przez lawiny wchodzimy do doliny, której dno rozszerza się w rozległy „ogród” falujący bujną roślinnością. Szlak wiedzie prawą stroną wspaniałego żłobu glacjalnego doliny. Jest ona prostym przykładem, doliny U-kształtnej, która przekształcona została działalnością lodowca. Dno jest płaskie i szerokie, którym płynie potok, a zbocza są strome, często nawet pionowe........Dnem doliny płynie potok Małej Zimnej Wody. Stacza się przez skały, tworzy miniaturowe wodospady, to znów płytkie jeziorka. Czasem niknie wśród gęstych łan kosówki. Z lewej i z prawej strony ograniczają ją rozłożyste grzbiety górskie.... od wschodu Łomnicka Grań, od południowego zachodu zamyka ją Pośrednia i Zimnowodzka Grań. W głębi oddzielona jest skalistą ścianą stawiarską ( rodzaj rygla skalnego przegradzającego dolinę, powyżej którego znajdują się stawy. Powstaje wskutek działalności lodowców, jest zazwyczaj stroma i skalista ) – tzw. "Wielkim Skokiem". Ścieżką u jej podnóży skręcamy ostro w lewo i wykorzystując skośną podstawę skał czy też stożek piargowy, podchodzimy łamaną linią po blokach i załomach na orograficznie prawy skraj progu. Mijając po lewej stronie, atrakcyjne pod względem wspinaczkowym zerwy Żółtej Ściany, zakosami pokonaliśmy próg, aby znaleźć się na następnym piętrze doliny. Zewsząd otaczały nas teraz nie kończące się pola skalistych złomisk. Zieleń traw ustąpiła szarości usypisk, pozostałości po spływającym tu ongiś lodowcu. Przypominały nam one coś na kształt zastygłego, kamiennego morza. Klucząc wśród głazów wchodzimy do Doliny Pięciu Stawów Spiskich i kierujemy się na odpoczynek koło Chaty Teryego. Rozłożyliśmy się na głazach z termosami herbaty i kawki, wyciągnęliśmy skibki „sklapnione” oraz placek. Wokół powietrze aż drgało, rozgrzane słonecznym żarem wrześniowego dnia.......Widok tak czarujący a niespodziewany uderzył nasze oczy, że przez chwilę jesteśmy jakby w odurzeniu, nie mogąc pojąć, czy to na co patrzymy jest tylko sennym złudzeniem czy też rzeczywiście na łonie ciemnych grani i skalistych turni jakby kwiat piękna, rozkoszna ukazała się w całej swej krasie Dolina Pięciu Stawów Spiskich......Nadzwyczaj silne wrażenie wywarł na nas amfiteatr wyniosłych szczytów górujących nad doliną....W niemym zachwycie spoglądaliśmy na widok tuż przed nami rozpostarty i nie wiedzieliśmy, co bardziej podziwiać......czy jeziora rozlewające się u naszych stóp czy otaczające je ponure i ostre skały, granitem w słońcu błyszczącym,  miejscami śniegiem pokryte, czy wreszcie przejrzyste i lekkie chmurki przesuwające się nad nami i sąsiednimi szczytami......

Dolina Pięciu Stawów Spiskich jest typowym kotłem polodowcowym. Dno jej zbudowane jest z wypukło - wklęsłych, obłych głazów polodowcowych, zwanych mutonami. Zostały one silnie ogładzone przez lodowiec i są to największe w całych Tatrach tego typu ogładzenia. Znajdują się tu też stawy polodowcowe, będące najwyżej usytuowanymi jeziorami w Tatrach....... Zadni Staw Spiski, największy Wielki Staw Spiski. Pozostałe jeziora to Pośredni, Niżni i Mały Staw Spiski. Oprócz tych pięciu stawów w jej górnych partiach znajduje się okresowy Barani Stawek u stóp masywu Baranich Rogów, leżący na wysokości 2207 m n.p.m.

Czas ruszyć dalej........Żółty szlak prowadzi nas po bulach skalnych i ogładzeniach brzegiem Pośredniego Stawu Spiskiego w kierunku niewielkiego progu skalnego. Dobrze stąd widać otoczony załomami Wielki Staw Spiski a po południowej stronie, w kotlince Niżni Staw. Kamienistą rynną wchodzimy na grzędę Kopy Lodowej, która zamyka od północnego wschodu Dolinkę Lodową. Podziwiać teraz możemy czwarty ze stawów Spiskich.......Zadni. Grzędą podchodzimy ku górze, dochodząc do kamiennego pustkowia Dolinki Lodowej. Przez zawalone rumowiskiem skalnym dno kotła polodowcowego przechodzimy na jego przeciwległe zbocze. Pnąc się zakosami po sypiącym się z góry piarżysku dochodzimy do urzeźbionej, płytowej ściany Małego Lodowego Szczytu............ Naszym oczom ukazała się pionowa, jasna granitowa ściana. W czasie podejścia, co chwila podnosimy głowę i zerkamy na ludzi wspinających się po niej........ Tak - my również tam będziemy.....za chwilę.....

Pochyłość ściany jest tak stroma iż rękami przychodzi chwytać się głazów, występów skalnych, jak we wspinaczce skalnej..... Pomocy udziela nam w większości szorstka powierzchnia granitowych skał, rękami i łokciami zaczepiamy się o nie, nogami wyszukujemy coraz to nowe punkty podparcia i tak powoli dostajemy się na jakiś niewielki próg lub szerszą płaszczyznę dającą wytchnienie.... Wówczas rozejrzeć się wokół można , na północny – wschód na piękne widoki efektownej, przesyconej światłem grupę Łomnicy....od Baranich Rogów przez Spiską Grzędę, Czubatą Turnię, Durny Szczyt, po Łomnicę i Łomnicką Kopę..... A i łańcuch zawieszony w drodze ułatwi, widząc się nieraz nad przepaścią, gdy kamienie z łoskotem spod nóg poczną się usuwać..... Ściana miejscami była gładka jak lustro, żadnej ulgi nie udzieliła, bo się ich uczepić nie można było. Ta „piekielna” przeprawa trwała dla nas wszystkich niecałe półtorej godziny......., otwierając co chwile pod naszymi nogami granitowy „grób”.

Stanęliśmy na przełęczy.......świat czarów przed nami !!! Wita nas widok nagły, niespodziewany, zdolny przejąć dreszczem zdumienia......Wrażenie jakiego tu się doznaje, pozostaje na całe życie.....Odsłania nam się naraz świat wielki, uroczy z olbrzymimi szczytami, rozległą doliną.... To nas odurza, jakby u progu do jakiegoś zaczarowanego świata, który do siebie przyciąga niepojętymi siłami......  Dolina Staroleśna i okalające ją szczyty tatrzańskie....od Sławkowskiego  przez Nowoleśne Turnie, Staroleśny szczyt, po najwyższy w całych Tatrach Gerlach z Przełęczą Tetmajera....Przed nim ustawiły się Zwalista i Banista Turnia i Mała Wysoka..... Dalej nasze oko wędruje na Rohatkę, na charakterystyczną sylwetkę Dzikiej Turni oraz Żłobisty i Rumanowy Szczyt. Widać pięknie na horyzoncie majestatyczną Wysoką a nieco bliżej, jakby na pierwszym planie po prawej stronie, Jaworowy i Ostry szczyt....niby tłum ogromnych widm, niby najpiękniejsze sny, zjawiają się przed nami w swej  potędze, przejmującym ogromie i majestacie. Oko gubi się w tym labiryncie górskich cyplów, ostrych iglic, stożków, obelisków, zrujnowanych piramid, poszczerbionych murów, zaciśniętych w potężne rzędy, w grupy kolosów, w gniazda skaliste..... To olbrzymie ruiny praświata! Świat ten, wynurzony z tajemnicy mgieł, stoi przed nami w swej nagiej piękności.....wielki, skamieniały, wyrzeźbiony na piersi globu ziemskiego w granitowe zagadki natury........A gdyby echem wyrazić zachwyt....... tu ono zapewne prześliczne, wystrzał rozległby się od jednego szczytu niby odgłos dalekiego grzmotu. Huk ten powtarzałby się słabiej może od odległego Staroleśnego Szczytu...... Podawałyby go sobie kolejno inne turnie....powtarzałyby go to głośniej, to ciszej skaliste ściany, dopóki nie skonałby gdzieś tam daleko..........

Czerwona Ławka ( Priećne sedlo, 2352 m n.p.m. )....... Przełęcz utworzona jest przez dwa głębokie wcięcia, pomiędzy Małym Lodowym Szczytem a Spągą groźnie zwieszającą się nad przełęczą. Polska nazwa związana jest z kolorem skał poniżej zalegających, nazwa słowacka to – "Poprzeczna przełęcz", od położenia. Rejon przełęczy zbudowany jest z mylonitów i porasta go bogata flora roślin (rośliny naczyniowe i skalnice ).

Początkowo ze szczerby Czerwonej Ławki schodzimy jeszcze stromo w dół przez obszar rudych, jakby zardzewiałych skałek. Naszym celem jest schronisko Zbójnicka Chata....wydaje się ono być tak blisko.....jednak szlak obchodzi całe górne piętro doliny.  Zanurzamy się w otchłań Doliny Staroleśnej, która skrywa w swych „ramionach” aż 22 stałych i kilka okresowych stawów. Czy uda nam się je wszystkie dostrzec....???? Dolina jest piękna, zniewalająca....Układa się tarasowo progami, rozgałęziając się w szereg kotlin i mniejszych dolinek. Poniżej wylotu żlebu szlak prowadzi nas pod południową podstawą ścian Ostrego Szczytu i Małego Lodowego. Przez rozległe Strzeleckie Pola, pokryte zwałami głazów, za „plecami” niepozornej Strzeleckiej Turni, która jest jednym z nielicznych przykładów w Tatrach, nunatakiem, ogładzonym w plejstocenie przez lodowiec, dochodzimy nad Siwe Stawy, trzy jeziorka położone w dzikim kamiennym pustkowiu. Po prawej stronie żółtego szlaku leżą Wyżni i Pośredni Staw a po lewej niewielki Niżni Staw. Mijamy podchodzącą pod ścianę Ostrego Wierchu Siwą Kotlinkę z Niespodzianymi Stawami, trawersujemy stożki piargowe pod grzędą Jaworowego Szczytu. Jakaż tu zupełna cisza....... tylko własne kroki słychać dzwoniące po granicie, czasem słychać odgłos piargu lecącego gdzieś w przepaść.......Drogowskazem jest żółty szlak, który wprowadza nas w kamienistą depresję Rówienki ( Pustą i Graniastą Kotlinę ) ze Zmarzłym Stawem pomiędzy ramionami Szczytów Jaworowego i Świstowego. Co chwilę zwalniamy kroku, przystajemy i nadziwić się nie możemy pięknem tej doliny. Wędrując widzimy na zboczach okalających ją odkryte warstwy, jakby karty odwiecznej księgi zapisanej różnymi znakami. I jak w otwartej księdze przyrody, patrzymy i czytamy.....przed nami staje wówczas w całej krasie bogata, wspaniała przeszłość geologiczna Tatr. W głębi, tuż za bulą w Pustej Kotlince, zawieszonej wysoko pod ścianami Dzikiej Turni leży kolejna grupa trzech jezior polodowcowych Puste Stawy. Do schroniska jest już niedaleko.....ale jak tu przyspieszyć kroku skoro i na prawo i na lewo, za nami, przed nami jest tyle do podziwiania, do utrwalenia na zdjęciach....???? Tuż przed Chatą Zbójnicką, do której podążamy na krótki odpoczynek, na kubek gorącej herbatki, mijamy kolejną grupę stawów polodowcowych.....Harnaskie Stawy i w bliskim sąsiedztwie Zbójnickie Stawy znajdujące się w południowo-zachodniej części Zbójnickiej Równi, będącej rozległym, lekko pochylonym górnym piętrem Doliny Staroleśnej. Otoczenie schroniska jest imponujące......gdzie się nie odwrócimy, w którą stronę nie popatrzymy widzimy piękne, majestatyczne....jak na dłoni wystawione, wszystkie wcześniej mijane szczyty, turnie, grzbiety..... Oczarowały nas.... Nagle ogarnia nas jakieś dziwne zachwycenie....wzrok olśniony, wewnętrzny zmysł rozumu prawie osłupiony; pełno poruszeń, pełno wewnątrz ciepłego uczucia....Trudne do pojęcia, trudniejsze jeszcze do opisu..... Każdy wierch, dolinka, kotlinka, jezioro, każdy ich szczegół....urwiska, przepaście, szczeliny, płaszczyzny porostami lub śniegiem pokryte....podziwiamy jak światło słoneczne przez poszarpane granitowe ściany przedziera się do ich czeluści, szczelin i różnych otchłani, tworząc cudowną harmonię barw..... jak owe szczyty w jeziorze czy naszych okularach się odbijają .....czarując nasz wzrok, że oczu oderwać od takiego widoku nie możemy.....Kto raz tu zajrzał, ciągnąć będzie chciał jeszcze, po wrażenia jakimi nigdy dosyć nasycić się nie da.

Czas już schodzić w dół, by zdążyć na ostatni kurs kolejki z Hrebenoka. Zbieramy się, zakładamy plecaki i w drogę....Szlak prowadzi nas wzdłuż lśniącego zwierciadła Długiego Stawu Staroleśnego, położonego w Długiej Kotlinie u podnóży północnych zboczy szczytu Skrajnej Nowoleśnej Turni i zasypywanego przez piargi osuwające się z tego szczytu. Do samego dołu, do kolejki po prawej stronie stoi niewzruszone od milionów lat długie, silnie rozczłonkowane ramię Sławkowskiej Grani. Uwagę przykuwają kępy ziołorośli, swego czasu uważane za endemit tatrzański, tzw. warzucha tatrzańska. Na dnie skalnej misy polodowcowego kotła ukazuje nam się kolejne jezioro.....Warzęchowy Staw. Czy to już ostatni w tej dolinie????? Zakosami, po wytarasowanej kamieniami ścieżce schodzimy ostro w dół......przechodzimy najlepiej rozwiniętym w Tatrach żłobem glacjalnym, ze stromo podciętymi bokami, nad którymi widać małe, wysoko zawieszone cyrki i zamykającą go od północy i północnego zachodu ścianę stawiarską. Wchodzimy w świat kosodrzewin i lasu.....jeszcze spojrzenie na grzebień Pośredniej Grani......przyspieszamy kroku, czas nagli. Zdążyliśmy na ostatni kurs kolejki......

    A wieczorami.......Na jadących bryczkami w stronę watry gości , napadają czyhający już w lesie zbóje. Wyskakują oni zza drzew, a towarzyszą temu iście zbójnickie odgłosy, strzały, huki, w tle akompaniament zbójeckiej melodii. Goście porwani przez Zbójników zostają przyprowadzeni przed oblicze Harnasia, który już czeka przed chałupą. Okazuje się jednak, iż wszyscy się doskonale znają, więc nie będą poddawani zbójeckim torturom..........Spokojnie, to tylko zwyczaje – obyczaje.......Bogata była i jest ta tatrzańska kraina w wesołe anegdoty, opowiadania pełne realiów codziennego życia, zwyczajów i hucznych zabaw, bogata w zawadiackie śpiewki, celne dowcipy. Nie brakuje też baśni i legend.......

Istniał na naszych górskich wyjazdach zwyczaj, jak to zwyczaj......nie pamiętający lat swego urodzenia i porośnięcia z czasem tradycją jak patyną, że w długie wieczory tuż po zejściu z gór, wspólnym obiedzie, później kąpieli schodzili się do szanownych i rzetelnych gazdów sąsiedzi na pogawędki i śpiewy.......I tym razem Harnaś pod dach tawerny, a w drugi wieczór do chałupy prosił i do stołu kazał zasiąść. Gdy wszyscy biesiadnicy zajadali się plackami podanymi na drewnianych ręcznie rzeźbionych dranicach oraz kosztowali niezwykłych „regionalnych” dodatków czas na toast nadszedł.........Harnaś trzymając w kielonku trunek zbójników ......napojem Harnasiowej Mocy częstuje wszystkich gości i po zbójeckim okrzyku pić do dna karze......kolejka za kolejką......flaseczki, kubki herbatki, tudzież innych napojów często gazem napełnionych ubywa......A i muzyki zabraknąć nie mogło.......od początku biesiadowania pierwsze skrzypce grali nasi gitarzyści......Sławek i Józek jedną za drugą wygrywali melodię, śpiewem swym oczarowywali.....gazdowie i gaździny przyłączały się do wspólnego śpiewu.......płynęła górska, turystyczna a niekiedy i zawadiacka piosenka......gdyby miejsca starczyło, na nogi by postawiła i do zbójeckiego tańca by zaprosiła. Nawet najbardziej opornych biesiadników piękne góralki na parkiet by wyciągnęły, kusząc niezmiernie wdziękami swoimi tak, że najtwardsi chłopi odmówić nie byliby  w stanie.......Do późna biesiadowanie się przeciągało.....i mogło ono trwać i trwać........

    W niedzielny słoneczny poranek, jeszcze przed siódmą wsiadamy do busa i kierujemy się w Tatry Bielskie. Stanowią one wyraźny 14-stokilometrowy wapienny grzebień ciągnący się ze wschodu na zachód, leżący prawie prostopadle do głównego grzebienia Wysokich Tatr. Naturalnie i wyjątkowo pięknie ukształtowany teren z typowymi kilkustopniowymi skalnymi galeriami jest rezerwatem przyrody. Szlak, który dziś przemierzymy daje tylko "posmak" tych geologicznie mocno zróżnicowanych gór. Działanie lodowców z okresu pierwszego zlodowacenia nie wywarło większego wpływu na kształt Bielskich Tatr. Nie znajdziemy tu tak charakterystycznych dla sąsiednich gór moren, skalnych progów, tarasów czy olbrzymich rosoch. Uwagę przyciąga piękno wapiennych i dolomitowych ścian ze stromymi trawiastymi zboczami i bogatą roślinnością. Góry te są wyjątkowym krasowym tworem..........

Przyjeżdżamy do wsi Zdiar. Słonko przypieka solidnie....oj, będzie nam przygrzewało, oj będzie cały dzionek......Ani na niebie ani w powietrzu nie widać, nie czuć żadnych oznak na zmianę pogody...... Szczęśliwi wyruszamy nas szlak........ Ku górze pniemy się w większości zalesioną Doliną Monkovą (Doliną do Regli ), której wylot, tworzą jakby bramę wejściową, od wschodu regiel Bednarski, od zachodu regiel Mały. Doliną tą poprowadzono szlak dydaktyczny. Podejście jest strome, na niewielkim odcinku pokonaliśmy sięgającą 965 metrów deniwelację. Z czasem, z pomiędzy liściastych drzew wyłaniają nam się skaliste turnie Opalenicy. Z krótkimi postojami na łyk wody wychodzimy na Polanę pod Głośną Skałą. Od zachodu ciemnieją Żlebińskie Turnie, na południowy zachód – białe zerwy Głośnej Skały........nazwę wytłumaczył swego czasu geolog S. Staszic, mówiąc, że tak ją nazwano iż do kilkunastu razy powtarza ona głośno echo.......Nie sprawdziliśmy tego.....Natomiast na wprost nas staje spiczasta Łaszowica z bardzo wyraźnym fałdem warstw skalnym. Polana leży na dnie leja źródliskowego. Od tego miejsca dolina jest płytsza, szlak wspina się wśród upłazów, kosówki i traw. Nieco wyżej wchodzimy do Doliny Szerokiej, stanowiącej spadzisty kocioł polodowcowy, wcięty pomiędzy Płaczliwą Skałę ( Polska nazwa może pochodzić od poglądu mówiącego o wilgotnieniu ściany szczytu przed deszczem.....hmmm....jak przepowiednia „Czarodzieja” o pogodzie...... lub na płd.-zach. białożółtej ścianie znajdują się liczne ciemno-szare zacieki, kojarzące się ze łzami na policzkach. Krąży legenda, że w jednej z jego pieczar śpią zaklęci wojacy...... ) a Szalony Wierch ( takie nazwy nadawano szczytom bystro wznoszącym się, a więc uciążliwym przy wychodzeniu...inny przykład...Durny Szczyt). W dalekiej przeszłości geologicznej tą doliną spływał największy z lodowców Tatr Bielskich, pozostawiając po sobie dwa kary oraz spory materiał akumulacyjny – piargi. Za plecami , w kierunku północnym roztacza się malowniczy widok wapiennych turni, połacie lasów, w głębi maluje się Spiska Magura a za nią, na horyzoncie majaczą Beskidy i Pieniny. Dolina ta, ponoć jest ulubionym siedliskiem kozic.....nie udało nam się ani jednej dostrzec. Za to znów ujrzeliśmy cichutko siedzące tuż za kosówką i na słonku się wygrzewające świstaki...

Wyszliśmy na Szeroką Przełęcz Bielską ( Śirokie sedlo, 1825 m n.p.m. ), wgłębioną pomiędzy Płaczliwą Skałę a Szalony Wierch. I kto tu z nas nie był ani razu nie spodziewał się zapewne takiego widoku..... Kto już tu bywał, ciągnął do niego w skwarze i pocie czoła, by znów ujrzeć i nasycić duszę i oczy tym pięknem......Stanęliśmy oniemiali, doznając dziwnie cudownego, niepojętego wrażenia......Tu można zapłonąć od wzruszenia i pomyśleć skąd się wzięło naraz tyle cudów.....dzikość, groza, wspaniałość, zachwyt na przemian przenikają naszą duszę......... Jakby od ręki czarodzieja, który w nagrodę nam go postawił, wyczarował słonko na lazurowym niebie, które oświecało swym blaskiem ten świat przedziwny, nieskończony, baśniowy..... Snem się wydawał widok, jaki się nam nagle w niespodziewanej barwie i w majestatycznych kształtach rozwinął przed oczami.....Przed nami falowało morze skał, morze szczytów Tatr Wysokich. Wystarczy zamknąć oczy, by wyobrazić sobie je w różnych porach roku, przy różnym oświetleniu......Staliśmy w półokręgu, a ze wszystkich stron zbiegały się ku nam promienie od wyniosłości i dolin. Prawie jakby z lotu ptaka, wszystkie najwyższe szczyty, szturmujące do nieba, jak skamieniałe tytany, widzieliśmy ich kształty....stożkowe, ostre, powykrzywiane lub szerokie, wydłużone i krępe.....Widzieliśmy wszystko co tylko objąć można było okiem z tego jednego punktu, dającego bezwarunkowo najobszerniejszy i najpiękniejszy widok na Tatry......Uroku dodawały obłoczki uwieszone nad nimi albo gnające i roztrącające się o ich wierzchołki czy urwiska..........Wierchy oświecone wrześniowym słonkiem przemawiają do duszy człowieka dźwiękami jakby poezji czy najwspanialszej, kojącej muzyki.....Dech w piersi zapierają ich granitowe ściany mieniące się tęczowymi barwami w słońcu, niebotyczne skały uśmiechające się do nas jakby wiosenną zielenią albo mrożące widokiem śniegów w turniach. Nie ma tu dwóch do siebie podobnych szczytów, turni...każda z nich tak zachwycająca, tak godna podziwu, że nad każdą z osobna zatrzymać wzrok warto...........Każde wrażenie tu uchwycone przenieść zdoła nawet najobojętniejszy umysł ludzki w świat marzeń........

Zapatrzeni w dal z mapą w ręku zatrzymaliśmy się, by podziwiać kolejną przecudną architekturę stworzoną przez Stwórcę.....jakby gotowy obraz dla artysty..... Od lewej naszej strony wznosi się masyw Kieżmarskiego oddzielony od Wideł i Łomnicy Kieżmarską Przełęczą. Przed nimi stoi niewzruszona Kozia Turnia. Z prawej strony od Wideł nasze spojrzenie przyciąga Łomnica, Durny i Mały Durny. Na wprost wznosi się majestatyczny, stożkowy Jagnięcy Szczyt przez Koperszadzką Grań i Przełęcz pod Kopą, łączy się z Tatrami Bielskimi, u stóp którego leży olbrzymi Jagnięcy Kocioł........i tu znów, podobnie jak wczoraj można opowiadać i opowiadać o geomorfologii Tatr......Tuż za granią Jagnięcego nieśmiało swój wierzchołek wystawił Czarny Szczyt, dalej widać Baranie Rogi. Równolegle do Jagnięcego Szczytu leży Kołowy Szczyt. Z tyłu, bardziej na prawo dumnie wznosi się w załamaniu grani głównej Tatr Wysokich, wybitny, silnie rozczłonkowany Lodowy Szczyt. Nazwa szczytu najprawdopodobniej związana jest z polami długo utrzymującego się lodu i śniegu. Z nim wiąże się też kilka legend...... stoki Lodowego Szczytu i Śnieżna Dolina były miejscem poszukiwań legendarnych skarbów.......Od Lodowego w kierunku północno – zachodnim odchodzi widoczna jak na dłoni Kapałkowa Grań. Na horyzoncie widzimy Gerlach....najwyższy szczyt w całych Karpatach, najwyższy punkt między Alpami a Kaukazem. Masyw, składający się z kilku wierzchołków....stąd niepozorny, „nie najwyższy”, ale każdy szuka go wśród tego morza gór......Nieco na prawo, w tej samej linii patrzymy na  królową turni tatrzańskich – Wysoką,  szlachetnym swym kształtem ściąga nasze oczy ku sobie.......A przed nami, bodąc szczytem niebo, stoją  w ciszy Rysy, oddzielone od „królowej” Przełęczą Waga. Obok najwyższego polskiego szczytu - Niżne Rysy. Tuż przed nimi dwoma wyrosła Zielona Czuba z olbrzymim płatem wiecznego śniegu. Na pierwszym planie góruje rozłożysty, silnie rozczłonkowany masyw Szerokiej Jaworzyńskiej, rozdzielającej Dolinę Białki i Jaworową. Na jego szczycie i grzbiecie w słońcu połyskuje „czapka” granitów. Z jego opadającej na północ Doliny Szerokiej, leży na dnie karu polodowcowego jedyny w Tatrach stawek krasowy. Ogólnie w całym masywie Szerokiej Jaworzyńskiej znajduje się 60 jaskiń!!! Jeszcze spojrzenie, sfotografowanie Miedzianego, Opalonego Wierchu oraz Gładkiego Szczytu. I  na samym „końcu” wznosi się, większości z nas znana, „przedeptana” Orla Perć.......

Na Szerokiej Przełęczy Bielskiej już oficjalnie, z  pełnymi „papierami” i odznaką Konrad wciągnął na członka Koła PTT Tarnobrzeg Piotra....... reszta grupy odśpiewała Jemu głośno i uroczyście „sto lat”.....jeszcze kanapki, kilka łyków wody mineralnej czy herbatki i wyruszamy na dalszy szlak....Zboczami Szalonego Wierchu przez Szalony Przechód, gdzie zatrzymaliśmy się chwilę, by znów podziwiać panoramę Tatr Wysokich,  kierujemy się na Przełęcz pod Kopą. Krótki postój.....mamy dobry czas......nikt nas nie goni. Owa przełęcz jest geologiczną granicą pomiędzy Tatrami Wysokimi i Bielskimi......leży pomiędzy Jagnięcym Szczytem oraz Koperszadzką Granią (Tatry Wysokie ) a Szalonym Wierchem ( Tatry Bielskie ). Jest najbardziej nietypową przełęczą tatrzańską, gdyż stanowi miejsce, w którym spotykają się trzy granie, tworząc trzy obniżenia grzbietów.... Najniższym punktem siodła jest Niżnia Przełęcz pod Kopą i do tego punktu odnosi się nazwa Przełęcz pod Kopą. Dwa pozostałe obniżenia to Pośrednia Przełęcz pod Kopą i Wyżnia Przełęcz pod Kopą. Siedząc tu podziwiamy ogrom i potęgę Jagnięcego Szczytu......myślami uciekamy na sam wierzchołek.... A może by tak go dziś zdobyć???? Przecież stąd prowadzi szlak...... Może zdążymy.....Ach, jakie tam muszą roztaczać się widoki..... Nie, nie...zostawimy go sobie na inną wyprawę.......

Niebieskim szlakiem, dydaktycznym wchodzimy w Dolinę Zadnich Koperszadów, będącą największą, wschodnią odnogą Doliny Jaworowej. Z obu stron owej doliny zachowały się piękne wały moren. Była ona zlodowacona, przy czym głównym jej zbiornikiem firnowym jest cyrk pod Jagnięcym Szczytem. Swego czasu stanowiła najłatwiejsze przejście przez grzbiet główny Tatr, od wieków znane góralom i turystom. To tędy chodzili „na Węgry” podhalańscy zbójnicy, przemytnicy....tędy przechodzili kurierzy w czasie wojny. Jesienią przekradali się poszukiwacze skarbów a pasterze pędzili swe stada...... Nazwa (Koperszady) jest związana z prowadzonym na obszarze doliny kopalnictwem rud miedzi.

Trawersujemy południowe stoki Tatr Bielskich, dziś skąpane w słońcu. Szlak wiedzie niemal poziomą łąką, wśród różnorodnych gatunków traw i kwiatów, głównie wapieniolubnych. Podziwiamy jasne czuby Hawrania i Płaczliwej Skały, zbudowanych z wapieni murańskich, a niżej dwa równoległe pasy dolomitów triasowych, przecinające stoki. Na polanie tuż przed lasem znajduje się w pobliżu ścieżki duży dolomitowy głaz ( Zbójnicka Skała ). Według podań, zbójnicy skakali przez niego, by zademonstrować swoją sprawność. Teraz umieszczono w nim krzyż żeliwny z trzema tabliczkami w kształcie tryptyku, a na nich informacje w trzech językach. Dotyczą one głównie wydarzeń sprzed ponad 400 lat......o toczącej się tu wojnie między pasterzami ze Spiskiej Białej a wiosek podległych Państwu Niedzickiemu. Z polany jest widok na Tatry Bielskie i Jagnięcy Szczyt. Dochodzimy do granicy lasu, i cóż to...co za spotkanie.......O rany!!! Co niektórzy stają jak wrośnięci w ziemię inni rozglądają się dyskretnie gdzie by się schować, uciec....Dwa niedźwiedzie – dorosły, stojący na dwóch łapach, gotowy do ataku a obok mały niedźwiadek. Ufff....na szczęście są to niedźwiedzie z drewna........a gdyby były prawdziwe??? Co wtedy???? Przecież można je spotkać.....dorosły waży do 300 kg!!! Co prawda wzrok ma słaby, ale za to węch wyborny. Las to jego terytorium.....Hmm...ale sprawdzimy chociaż, czy mały niedźwiadek skory jest do zabaw.........Ochłody nam dodaje wytryskająca ze studzienki woda źródlana.....Czas pożegnać się z niedźwiadkami i ruszamy dalej w dół.....Idziemy gęstym lasem wzdłuż Potoku Koperszadzkiego zasilanego licznymi dopływami okresowymi i stałymi, z których największy to Kołowy Potok wypływający z Doliny Kołowej. Mijamy charakterystyczne zwężenie doliny „Bramkę”, wyglądem przypominające wąwóz skalny  (długość 185 metrów, w najwęższym miejscu 6 metrów szerokości ). Ściany skalne dochodzą do 40 metrów wysokości i widać na nich uwarstwienie i sfałdowanie osadów, co potwierdza budowę płaszczowinową tych utworów. Cóż za przygoda geologiczna......mijamy źródło pod Stefanem...... obfite źródło o charakterze wywierzyska, o przeciętnej wydajności 150 litrów na sekundę (  woda opadowa lub roztopowa stopniowo wsiąka w podłoże leśne i glebę, a przepływając w utworach morenowych lub zwietrzelinowych, oczyszcza się i wypływa na powierzchnię w postaci źródła ). Dolina się rozszerza, las rzednie, ukazują nam się urwiska skalne. Swoją potęgę, wysokie urwiste ściany - „mury”, zbudowane ze skał wapiennych, pokazuje masyw  Murania.... Oczu  nie można oderwać.....Wpatrujemy się z podziwem w jego poszarpaną ścianę, gdzie znajduje się kilka jaskiń, m.in. nad tzw. Upłazem, Jaskinia Murańska o długości 60 m. Jesteśmy na Polanie pod Muraniem (Polana Gałajdowa ), chwila odpoczynku na ławeczkach.......W pobliżu znajduje się ekspozycja geologiczna z kilkoma panelami, na których przedstawiono w przystępny sposób poszczególne etapy formowania się masywu tatrzańskiego. Są też ciekawe okazy skał budujących Tatry. Ich fragmenty są częściowo oszlifowane, tak by była dobrze widoczna ich struktura i tekstura. Wybranie tego miejsca na ekspozycję wydaje się trafne, gdyż widać stąd zarówno wapienne i dolomitowe ściany Tatr Bielskich, jak i granitowe szczyty w głównej grani Tatr Wysokich.....jeszcze się odwracamy i spoglądamy na ten tatrzański bajkowy świat.............oderwać oczu nie sposób..... z polany roztacza się wspaniały widok, w którym dominują Kołowy Szczyt,  Baranie Rogi, masyw Lodowego i Jaworowa Grań. W parę minut dochodzimy do mostku nad Jaworowym Potokiem, gdzie nasz szlak łączy się z zielonym, który prowadzi Doliną Jaworową na najwyższą "turystyczną przełęcz w Tatrach" - Przełęcz Lodową. Jeszcze chwila i dochodzimy do Tatrzańskiej Jaworzyny gdzie czeka nasz bus.

    Księżyc wypłynąwszy na czysty strop niebios, oświecił szczyty, doliny, miasta, wsie i drogi i mgłę ponad ziemią zawisłą nad zbiornikami wodnymi......A my tym niby srebrnym morzem wracaliśmy do domu, gdzie nas przywitał szczeknięciem pies albo o nogi otarł się kot. Przywitał uśmiechem ktoś bliski, kto na nas czekał. Z kubkiem gorącej herbatki usiedliśmy i owiani jeszcze urokiem i potęgą Tatr wspominamy........żyć górami w dolinach, na nizinach.......
Czy udało się komuś odgadnąć w czym spoczywa owa czarodziejska władza tych gór....????

                                                                                                    Natalia F.