ptt_tbg.jpgptt_zima.jpg

Droga Krzyżowa na Tarnicę 3.04.2015 r.

Kiedy spotkasz Krzyż na drodze

Nigdy nie mów – ciężko mi,

Lepiej powiedz – Jezu pomóż mi.

 

 

Stacja I  „Pan Jezus na śmieć skazany”

 

       Syr. 2, 1-5  „Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu,

                            przygotuj swą duszę na doświadczenie!

                           Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy,

                          a nie trać równowagi w czasie utrapienia!

                          Przylgnij do Niego, a nie odstępuj,

                         abyś był wywyższony w twoim dniu ostatnim.

                         Przyjmij wszystko, co przyjdzie na ciebie,

                         a w zmiennych losach utrapienia bądź wytrzymały!

                         Bo w ogniu doświadcza się złoto,

                        a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia!”

 

 

Myślałam, że tak zawsze będzie. Że będę miała to, co mam, co zdobyłam, nauczyłam się, co stało się przy odrobienie szczęścia, czasem sprytu, inteligencji. Że zawsze będzie nad mym życiem świeciło słońce, że będę kochana, a przy mnie będą zawsze ludzie życzliwi, uśmiechnięci, przyjaźni, dobrzy. Coraz więcej satysfakcji z wykonanej pracy, z miejsc odwiedzanych, ze zdobycia szczytów i przemierzonych pasm górskich. Można jeszcze wiele wymieniać osiągnięć, awansów, zadowolenia z siebie, z życia.  Gdyby tak miało naprawdę być i trwać, czy byłoby to sprawiedliwe?

Coraz bardziej jednak sił nie starcza, coraz mniej ludzi, ważnych spraw do załatwienia, to czas ziemskiego przemijania. Pojawiają się inne gesty, skargi, czasem jęki, cierpienia, wreszcie w pokorze stawanie na Drodze Krzyżowej, którą najpierw przeszedł Bóg – Człowiek. To On poddaniem, w milczeniu wysłuchał niesprawiedliwego i uwłaczającego wyroku. W milczeniu, bez jednego słowa.

A ja?

 

Stacja II „Pan Jezus bierze krzyż na ramiona”

 

      Syr. 10,26  „Nie szukaj wymówek, gdy masz spełnić swój obowiązek,

                           I nie przechwalaj się, gdy przyszedł czas twego poniżenia”

 

Patrzę na ten krzyż, który Ci złożono na ramiona, porównuję do niego swój. Jezus znosił ten ciężar, szturchanie żołdaków, popychanie, opluwanie…. A ja? Z niechęcią przyjmuję wszelkie krzyże, czasem się uchylam, czasem ubolewam, że za ciężki, niewygodny, że uciska, męczy…

I wtedy doceniam ludzką dobroć, miłość i delikatność w podaniu kubka wody czy kawałka chleba. Ale znam siebie. Wiem, ze nie dla wszystkich byłam dobra, że pozwalałam sobie na gest odepchnięcia kogoś, okazania niechęci do uczynienia czegoś dobrego.

A teraz, kiedy krzyż nie pozwala się swobodnie poruszać, gdzie towarzyszy ból i cierpienie a nawet lęk, szukam pocieszenia u Tego, który wyciąga rękę i podejmuje wraz ze mną ten ciężar.

 

Stacja III „ Pan Jezus po raz pierwszy upada pod krzyżem”

 

Krzyż, który włożyli na Twe ramiona, Jezu, musiał być ciężki. Upadłeś pod nim, przygniótł Cię. A mnie się zdaje w chwilach największego bólu, że nikt tak nie cierpiał bardzo, tak okropnie, tak strasznie. I z tego bólu wyrasta pytanie jedno za drugim. Dlaczego mnie to spotkało? Czy aż tak zgrzeszyłam? Czy inni są lepsi? Widzę przecież i znam uczynki ludzi wokół mnie i jeszcze bardziej oczekuję odpowiedzi. Jestem przekonana o swej niewinności, a grzechy moje są małe w porównaniu z tym, co dzieje się naokoło. Ale zdaję sobie sprawę, że to mój upadek. Te myśli przygniatają mnie do ziemi, czynią mnie małą. Łatwo jest się skarżyć, zawsze można znaleźć powód, by się porównać wyszukując to wszystko, nad czym mam przewagę.

Czy mogę teraz podnosząc się z upadku wołać słowami psalmu?

 

     Ps. 73, 23-28 „Tyś ujął moją prawicę;

                            prowadzisz mnie według swojej rady

                           i przyjmujesz mię na koniec do chwały.

                          Kogo prócz Ciebie mam w niebie?

                         Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia.

                         Niszczeje moje ciało i serce,

                        Bóg jest opoką mego serca i mym udziałem na wieki.

                       Bo oto giną ci, którzy od Ciebie odstępują,

                      Ty gubisz wszystkich, co łamią wiarę wobec Ciebie.

                     Mnie zaś dobrze jest być blisko Boga,

                     w Panu wybrałem sobie schronienie”

 

Jestem człowiekiem, który bierze krzyż. A krzyż ten bierze ode mnie na swe ramiona Bóg.

 

Stacja IV „Pan Jezus spotyka Matkę swoją”

 

   Syr. 7, 27-28 „Z całego serca czcij swego ojca,

                          a boleści rodzicielki nie zapominaj!

                          Pamiętaj, że oni Cię zrodzili,

                          a cóż im zwrócisz za to, co oni tobie dali?”

 

Przedziwne było to spotkanie. Matka i Syn. Jaka boleść przeszyła serce Jezusa, jaka gorycz i trwoga napełniły serce Maryi, gdy oboje się spotkali.

Bez słowa, w milczeniu.

Cóż mój Syn uczynił złego?

To Wasze spotkanie Panie Jezu, Twoje i Twojej Matki stało się po to, by żaden krzyż, po wszystkie czasy nie był bezowocny. I aby żaden krzyż nie był samotnością.

 

Stacja V „Szymon Cyrenejczyk pomaga Panu Jezusowi nieść krzyż”

 

  Syr. 18,15-18 „Synu, do dobrych uczynków nie dadawaj przygany

                         ani przykrego słowa do każdego daru.

                         Czyż upału nie gasi rosa?

                         Tak lepsze jest słowo niż podarunek.

                         Oto, czy nie jest lepsze słowo niż dobry datek?

                         A jedno z drugim łączy się u człowieka życzliwego.

                         Nierozumny zaś robi wymówki niezgodne z miłością,

                         a dar zazdrosnego wyciska łzy z oczu”

 

Wziąłeś czyjś trud na swoje barki. Krzyż. Jesteśmy jedni dla drugich Szymonami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie. Zawsze jesteśmy komuś potrzebni i ktoś jest nam potrzebny. Czasem zwykłe podanie ręki, przytulenie, dobre słowo, uśmiech, ciepłe spojrzenie czynią cuda. Nawet te małe gesty potrafią odjąć ciężar krzyża niesionego na swoich ramionach.

Ty Panie, powierzyłeś się człowiekowi, także Szymonowi, który szedł w przeciwną stronę. Zachowaj mnie od niewdzięczności, szczególnie wtedy, kiedy to ja będę powierzać się drugiemu człowiekowi.

 

Stacja VI „Weronika ociera twarz Panu Jezusowi”

 

Stojąc przed Bogiem niosącym krzyż, stajemy się mali. A tacy wydawaliśmy się sobie wielcy. Wszystko mogliśmy. Z podziwem patrzyliśmy na swoje dokonania, na wybudowane domy, na zasadzone drzewa, na wspaniale wykonaną pracę, na ogrom przyjaciół, na wyprawy górskie, na piesze pielgrzymki, na wszystkie znane Ci dzieła.

Tacy byliśmy dumni, póki nie przyszła słabość…

Przychodzi dzień, kiedy nie potrafimy się wyprostować, kiedy ręce i nogi są słabe i ból dotyka części ciała. Wtedy to zauważamy ludzi, którzy przyniosą ukojenie, którzy potrafią jak Weronika otrzeć spoconą twarz. I ta świadomość, że się nie jest opuszczonym, że pomimo słabości nie jesteśmy sami.

 

Stacja VII „Pan Jezus po raz drugi upada pod krzyżem”

 

Kolejny upadek. Bardziej bolesny niż pierwszy. Jezus popychany, opluwany, nieludzko traktowany. Powstaje, by iść dalej, by dojść do celu.

A ja? Ile razy upadam, by znowu się podnieść? Przyrzekam, że to ostatni raz kogoś skrzywdziłam słowem, komuś nie podałam ręki, kogoś poniżyłam…

Czy słowa dotrzymam?

 

Stacja VIII „Pan Jezus spotyka płaczące niewiasty”

 

Ileż to razy się wzruszyłam patrząc na nieszczęścia innych ludzi, na cierpienie niewinnego dziecka, na chore matki, które nie mogą wychowywać swoich dzieci, na przeróżne doświadczenia, które ściskają serce człowieka. I te niewiasty, które tak licznie chodziły za Jezusem, też się wzruszały patrząc na Jego oblicze:

 

       Iz. 53,2-3  „ Nie miał On wdzięku ani też blasku,

                          aby na Niego popatrzeć,

                          ani wyglądu, by się nam podobał.

                          Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,

                         Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,

                         jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa”  

 

A cóż Jezus im odpowiedział?

„Nie płaczcie nade mną. Płaczcie raczej nas sobą i nad dziećmi waszymi”. Och, jak to dużo daje do myślenia. Bo cóż, kiedy widzimy wokół siebie tę „wolność naszych dzieci”, które robią wszystko, bo im wolno. Nawet wobec przykazaniom Bożym, wbrew porządkowi uczciwości, czy też czystej miłości.

On tak umęczony, tak poniżony, a troszczy się o innych. Zwraca uwagę na to, byśmy nie grzeszyli.

Stacja IX  „Pan Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem”.

 

Na krzyżowej drodze Bóg – Człowiek wstaje po raz trzeci, bo trzykroć upadł. Przygniótł Go krzyż. Ciężar grzechu…mojego.

 

Stacja X „Pan Jezus z szat obnażony”

 

Obnażenie człowieka w jakikolwiek sposób uczynione, jest sponiewieraniem go. Ukazaniem jego bezbronności. Tego nie czyni Bóg wobec człowieka. Potrafi to zrobić człowiek człowiekowi. Potrafi to uczynić Bogu. Tak właśnie stało się na Golgocie.

Gdyby jednak mnie obnażyć? Z szat pozorów, którymi codziennie karmię bliskich, z gestów, które nie mają nic wspólnego z tym, co naprawdę czuję. Co wtedy? Czy zrzucając to okrycie rozpoznam samą siebie?

 

Stacja XI  „Pan Jezus do krzyża przybity”

 

Przybijanie do krzyża jest zawsze bolesne. W bólu wyraźnie słyszy się Boga i Jego szept z krzyża „pragnę”. Usłyszeć i przyjąć to wezwanie. I odpowiedzieć, chociażby po to, by było mniej cierpienia.

Przybijane ręce i nogi Jezusa, gdzie z każdym uderzeniem młota przez Ciało przechodzi rozdzierający ból.

A moje ręce? Jakie są? Ile razy zaciśnięte ze złości? Ile razy z serdecznością witające przyjaciela? Co one zrobiły, co wybudowały, jak są ułożone do modlitwy? Jak wyglądają moje dłonie? Czy spracowane, czy ciepłe i delikatne? Czy będą kiedyś też ukrzyżowane?

 

Stacja XII „Pan Jezus umiera na krzyżu”

 

    Ps. 22, 2-3; 17-19  „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?

                                   Daleko od mego wybawcy słowa mego jęku.

                                   Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz,

                                  wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju.

                                  Przebodli ręce i nogi moje,

                                 policzyć mogę wszystkie moje kości.

                                A oni się wpatrują, sycą mym widokiem;

                                moje szaty dzielą między siebie

                                i los rzucają o moją suknie.”

 

Wznieś swoje oczy w górę i spójrz na Jezusa przebitego do krzyża. Spójrz na Jego Boskie oblicze. Czy słyszysz, że modli się za swoich katów i za tych, którzy Mu bluźnili?

Jaka wielka to nauka. Pragnę z całego serca z miłości do Ciebie przebaczyć wszystkim, którzy mnie kiedykolwiek obrazili albo, którzy mi krzywdę wyrządzili. Tak, pragnę uczynić, by w godzinie śmierci usłyszeć Twój głos: „ zaprawdę powiadam ci, dziś jeszcze będziesz ze mną w raju”.

 

 

Stacja XIII  „ Pan Jezus z krzyża zdjęty”

 

Zdjęli z krzyża ciało Jezusa. Martwe. Zastygnięte. Złożyli na kolanach Matki. A to cierpienie z krzyża, zdawałoby się zakończone, przebili włócznią aż wypłynęła krew i woda, żyje nadal i dalej jest ofiarą.

Moje i twoje życie, sprawy dawne i nowe, wszystkie spotkania, słowa, gesty, wszystkie dni i godziny, to wszystko przychodzi w to miejsce. Każdy ma swoją Golgotę. Na krzyżu zawiesza ten czas, który minął. I dzień dzisiejszy, jutrzejszy i kolejny…

Z tego krzyża przyjmuje ten owoc życia Matka Boża. Bo taka jest Jej miłość….. „módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci mojej i twojej. Amen”.

 

Stacja XIV  „Złożenie do grobu”

 

To ostatnie mieszkanie tego świata. Tracimy to, o co tak zabiegamy, a idzie za nami tylko to, co dobre lub złe. 

To rozważanie Drogi Krzyżowej, tak szczególne w dniach Wielkiego Postu pozwala na chwilę zatrzymania. To jest najpierw Droga Jezusa, ale też droga moja i twoja przyjacielu. Potrzebny jest ten Wielki Post każdego roku. Potrzebny jest człowiekowi, aby stanął w prawdzie o sobie, że życie całe jest DROGĄ, która kiedyś się skończy. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie o sens życia, cierpienia, umierania. Właśnie w tej drodze męki Jezusa możemy odnaleźć, każdy na nowo i we właściwy sposób sens swojej pielgrzymki do Domu Ojca. Droga ta nie jest łatwa, tak jak nie są łatwe szlaki w górach, po których tak bardzo lubimy chodzić. Bo życie toczy się dalej, wszystko jeszcze przed nami, szczyty niezdobyte, przyjaźnie, wierność w powołaniu, życzliwość, miłość. I na tym miejscu wspominam tych nieobecnych, którzy nie mogli z nami uczestniczyć w tegorocznej Drodze Krzyżowej na Tranicę. Nie tylko z powodu choroby, lecz z przeogromnej odległości jaka nas dzieli. Ale idąc modliliśmy się każdym krokiem i oddechem, każdym wysiłkiem i metrem pokonanej wysokości. Modliliśmy się, by wyrazić z Wami komunię, modliliśmy się naśladując Pana, który „wszedł na górę aby się modlić” ( Łk 6,12 ).

 

 

                                               Mieciowi, który tak bardzo zauroczony górami, musiał pozostać    

                                               w ścianach swojego domu, słowa ks. Jana Twardowskiego

                                               „Ci, którzy w cierpieniu łączą się z Jezusem, zbawiają świat”

 

                                                                                                                             Natalia