Beskid Niski [20-22.02.2009r.]
- Szczegóły
- Opublikowano: sobota, 07 listopad 2009 09:15
„Wędrujemy po Beskidzie Niskim - Jaśliska i źródliska Jasiołki”.
W rajdzie prowadzonym przez Kondzia uczestniczyło 17 osób + 1 gitara + 1 samograj.
Piątek 20 lutego:
Jak zwykle wyruszamy o 16:30 spod Tapimy. Około godz. 21 dojeżdżamy do Jaślisk i zajmujemy pokoje w położonym w rynku schronisku „Zaścianek”- parterowym domu z czerwonej cegły, z dachem krytym blachą, pomalowanym także na czerwono, z charakterystycznymi okutymi drzwiami. Są tam kilkuosobowe pokoje oraz łazienki i wc na korytarzu, ale za to atmosfera jest miła. A najważniejsze, że całe schronisko jest do naszej dyspozycji !
Tymczasem rozpoczyna się nasze wieczorne śpiewanie. Na gitarze przygrywał cały czas Kubuś Grajek. Grał on piosenki turystyczne i szanty, a także piosenki z repertuaru „Starego Dobrego Małżeństwa” ze szczególnym oddaniem śpiewane przez Babcię. Tego wieczoru nasz „samograj” milczał.
W piątek świętowaliśmy imieniny Piotrka i Pauliny. Były życzenia, uściski i całusy. Solenizanci zostali obdarowani drobnymi upominkami i pamiątkowymi dyplomami z wypisanymi życzeniami i z charakterystyką imienia; takie same dyplomy dostaną jutrzejsi solenizanci. Ciasto Faramki i boczek Piotrka były wyborne…
Tymczasem północ już dawno minęła. Przy dźwiękach gitary czas upływa miło, ale jest nas coraz mniej. Trzeba iść spać, bo jutro z rana wyruszamy na szlak. Nasz niezmordowany Kubuś też się szykuje do spania…
W piątek świętowaliśmy imieniny Piotrka i Pauliny. Były życzenia, uściski i całusy. Solenizanci zostali obdarowani drobnymi upominkami i pamiątkowymi dyplomami z wypisanymi życzeniami i z charakterystyką imienia; takie same dyplomy dostaną jutrzejsi solenizanci. Ciasto Faramki i boczek Piotrka były wyborne…
Tymczasem północ już dawno minęła. Przy dźwiękach gitary czas upływa miło, ale jest nas coraz mniej. Trzeba iść spać, bo jutro z rana wyruszamy na szlak. Nasz niezmordowany Kubuś też się szykuje do spania…
Sobota 21 lutego:
Sobota wita nas słonecznym porankiem, na termometrze chyba minus 8-10 stopni C, bo buty skrzypią na śniegu. Przed schroniskiem Zaścianek coraz więcej chętnych na wędrówkę. O ósmej wyruszamy. Jedziemy naszym busem na południowy wschód. Za nami już Posada Jaśliska, Wola Niżna i Moszczeniec. Za Moszczeńcem wysiadamy i idziemy zielonym szlakiem do Kanasiówki.
Jesteśmy już na terenie Jaśliskiego Parku Krajobrazowego. Idziemy ośnieżoną szosą; najpierw odkrytym terenem, a potem wśród krzewów i rzadkich drzew. Po drodze mijamy przydrożne krzyże i figury. Wchodzimy w las. Jeszcze kilkadziesiąt metrów spaceru szosą i nasz zielony szlak zbacza na lewo, a przed nami ostre podejście. Im wyżej, tym śnieg coraz głębszy. Trzeba trochę uważać, bo śnieg przykrywa nie zamarznięte strumyczki; niektórzy w taki sposób lekko zamoczyli buty… Idziemy „dziewiczym terenem”, bo przed nami nie widać żadnych śladów w śniegu, a śnieg coraz głębszy. Nie zazdroszczę Kondziowi, Ewie i Kubusiowi, którzy szli na początku i przecierali szlak… Mijamy nieliczne buki i krzaki ustrojone w koronki ze szronu oraz jałowce i jodły ubrane w okazałe czapy śniegu. Czasami przechodzimy między dwoma rzędami drzew przystrojonych w śnieżne czapy, które tworzą swego rodzaju biało-zielony tunel o wspaniałych kształtach. W drodze na Kanasiówkę przeszliśmy przez jeden taki tunel o niewielkiej długości. Po zejściu z Kanasiówki takich tuneli będzie więcej i będą okazalsze. Słońce na przemian ukazuje się i chowa za chmury; chwilami pada śnieg.
Na zegarkach już minęło południe. Już pora na dłuższy odpoczynek. Pokrzepieni gorącą herbatą i kanapkami zakładamy plecaki (garby) i ruszamy ku Kanasiówce. Tym razem idziemy cały czas lekko pod górę, a śnieg sięga wyżej kolan. Idąc lasem odnoszę wrażenie wędrówki po ogromnej świątyni z niezliczoną liczbą kolumn i mnóstwem naw z misternie rzeźbionymi sklepieniami; jeszcze żaden architekt nie stworzył takiego cudu… A tymczasem teren stał się płaski. I tak dochodzimy do Kanasiówki - zalesionego szczytu o wysokości 823 m n.p.m. zwanego również Babą, położonego na terenie rezerwatu przyrody "Źródliska Jasiołki". Stoki Kanasiówki są obszarem źródliskowym dla dwóch bardzo ważnych rzek Beskidu Niskiego: Jasiołki i Wisłoka. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie na Kanasiówce, pora schodzić w dół.
Z Kanasiówki idziemy niebieskim szlakiem w kierunku wsi Jasiel. Przed nami długie, ale na szczęście niezbyt ostre zejście. Przez pewien czas idziemy wzdłuż granicy polsko- słowackiej, gdzie nasz niebieski szlak pokrywa się z granicznym szlakiem czerwonym. Po drodze fotografujemy biało-zieloną ścianę o fantastycznych kształtach, jaką tworzą mocno ośnieżone jodły. Wreszcie wychodzimy z lasu na obszar, gdzie znajdują się źródła Jasiołki; śnieg pokrył całą przestrzeń i nie możemy oglądać źródeł; może kiedyś latem, albo jesienią tam się wybierzemy i obejrzymy te źródła… Zaczyna się zmierzch… Tymczasem dochodzimy do wsi Jasiel, która powstała w XVI w. Tej wsi już nie ma, ponieważ mieszkańców Jasiela wysiedlono w ramach tzw. „operacji Wisła” w trakcie walk z Ukraińcami (takie były zawirowania w historii Polski XX w…). W latach sześćdziesiątych w Jasielu znajdowało się schronisko PTTK. Obecnie przy drodze widoczne są pozostałości budynków gospodarstwa prowadzonego w latach osiemdziesiątych przez więźniów. Po drodze mijamy figury i krzyże będące zapewne pozostałością cmentarza. Gdzieś za Jasielem czeka nasz bus… Po całodziennej wędrówce wracamy do naszego schroniska, zatrzymując się po drodze na obiadokolację w napotkanym zajeździe.
Mamy za sobą około 16 km w głębokim śniegu. Większość z nas zakończyło wędrowanie z obolałymi nogami, które dawały o sobie znać już po zejściu z Kanasiówki. Po takiej wędrówce nogi muszą boleć, bo idąc przez śnieg sięgający nieraz i powyżej kolan nogi bardzo pracowały w kolanach i w pachwinach. Teraz trzeba odpocząć i przespać się, chociaż ze dwie godziny, bo przed nami wspaniały wieczór…
Jako tako wypoczęci rozpoczynamy nasz sobotni wieczór, bo to przecież ostatnia sobota karnawału. Dzisiaj obchodzimy imieniny lutowych solenizantek: Doroty i Małgorzaty. Tak jak wczoraj były życzenia, drobne upominki, całusy i uściski. Dorota, Małgosia (Babcia) i Paulina (FAramka), której urodziny obchodziliśmy wczoraj otrzymały płyty kompaktowe z piosenkami o swoim imieniu… Smakowały nam ciastka i kanapki przygotowane przez solenizantki… Ustrojeni w kolorowe czapeczki oddajemy się śpiewom i tańcom. Dzisiaj „nasz samograj” grał niemal bez przerwy, a Kubuś-Grajek grał niewiele. Kubusiowi spodobała się piosenka „Bacha - Bacha” i koniecznie chciał jej posłuchać; jego prośbę spełniła sama Matka; uruchomiła płytę i zatańczyła z nim w rytmie „Bacha-Bacha”. Niektórzy jeszcze „czują nogi” po dzisiejszej wędrówce. Jutro (a właściwie już dzisiaj) niewielu z nas wybiera się na szlak. Na razie zabawa trwa…
Jesteśmy już na terenie Jaśliskiego Parku Krajobrazowego. Idziemy ośnieżoną szosą; najpierw odkrytym terenem, a potem wśród krzewów i rzadkich drzew. Po drodze mijamy przydrożne krzyże i figury. Wchodzimy w las. Jeszcze kilkadziesiąt metrów spaceru szosą i nasz zielony szlak zbacza na lewo, a przed nami ostre podejście. Im wyżej, tym śnieg coraz głębszy. Trzeba trochę uważać, bo śnieg przykrywa nie zamarznięte strumyczki; niektórzy w taki sposób lekko zamoczyli buty… Idziemy „dziewiczym terenem”, bo przed nami nie widać żadnych śladów w śniegu, a śnieg coraz głębszy. Nie zazdroszczę Kondziowi, Ewie i Kubusiowi, którzy szli na początku i przecierali szlak… Mijamy nieliczne buki i krzaki ustrojone w koronki ze szronu oraz jałowce i jodły ubrane w okazałe czapy śniegu. Czasami przechodzimy między dwoma rzędami drzew przystrojonych w śnieżne czapy, które tworzą swego rodzaju biało-zielony tunel o wspaniałych kształtach. W drodze na Kanasiówkę przeszliśmy przez jeden taki tunel o niewielkiej długości. Po zejściu z Kanasiówki takich tuneli będzie więcej i będą okazalsze. Słońce na przemian ukazuje się i chowa za chmury; chwilami pada śnieg.
Na zegarkach już minęło południe. Już pora na dłuższy odpoczynek. Pokrzepieni gorącą herbatą i kanapkami zakładamy plecaki (garby) i ruszamy ku Kanasiówce. Tym razem idziemy cały czas lekko pod górę, a śnieg sięga wyżej kolan. Idąc lasem odnoszę wrażenie wędrówki po ogromnej świątyni z niezliczoną liczbą kolumn i mnóstwem naw z misternie rzeźbionymi sklepieniami; jeszcze żaden architekt nie stworzył takiego cudu… A tymczasem teren stał się płaski. I tak dochodzimy do Kanasiówki - zalesionego szczytu o wysokości 823 m n.p.m. zwanego również Babą, położonego na terenie rezerwatu przyrody "Źródliska Jasiołki". Stoki Kanasiówki są obszarem źródliskowym dla dwóch bardzo ważnych rzek Beskidu Niskiego: Jasiołki i Wisłoka. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie na Kanasiówce, pora schodzić w dół.
Z Kanasiówki idziemy niebieskim szlakiem w kierunku wsi Jasiel. Przed nami długie, ale na szczęście niezbyt ostre zejście. Przez pewien czas idziemy wzdłuż granicy polsko- słowackiej, gdzie nasz niebieski szlak pokrywa się z granicznym szlakiem czerwonym. Po drodze fotografujemy biało-zieloną ścianę o fantastycznych kształtach, jaką tworzą mocno ośnieżone jodły. Wreszcie wychodzimy z lasu na obszar, gdzie znajdują się źródła Jasiołki; śnieg pokrył całą przestrzeń i nie możemy oglądać źródeł; może kiedyś latem, albo jesienią tam się wybierzemy i obejrzymy te źródła… Zaczyna się zmierzch… Tymczasem dochodzimy do wsi Jasiel, która powstała w XVI w. Tej wsi już nie ma, ponieważ mieszkańców Jasiela wysiedlono w ramach tzw. „operacji Wisła” w trakcie walk z Ukraińcami (takie były zawirowania w historii Polski XX w…). W latach sześćdziesiątych w Jasielu znajdowało się schronisko PTTK. Obecnie przy drodze widoczne są pozostałości budynków gospodarstwa prowadzonego w latach osiemdziesiątych przez więźniów. Po drodze mijamy figury i krzyże będące zapewne pozostałością cmentarza. Gdzieś za Jasielem czeka nasz bus… Po całodziennej wędrówce wracamy do naszego schroniska, zatrzymując się po drodze na obiadokolację w napotkanym zajeździe.
Mamy za sobą około 16 km w głębokim śniegu. Większość z nas zakończyło wędrowanie z obolałymi nogami, które dawały o sobie znać już po zejściu z Kanasiówki. Po takiej wędrówce nogi muszą boleć, bo idąc przez śnieg sięgający nieraz i powyżej kolan nogi bardzo pracowały w kolanach i w pachwinach. Teraz trzeba odpocząć i przespać się, chociaż ze dwie godziny, bo przed nami wspaniały wieczór…
Jako tako wypoczęci rozpoczynamy nasz sobotni wieczór, bo to przecież ostatnia sobota karnawału. Dzisiaj obchodzimy imieniny lutowych solenizantek: Doroty i Małgorzaty. Tak jak wczoraj były życzenia, drobne upominki, całusy i uściski. Dorota, Małgosia (Babcia) i Paulina (FAramka), której urodziny obchodziliśmy wczoraj otrzymały płyty kompaktowe z piosenkami o swoim imieniu… Smakowały nam ciastka i kanapki przygotowane przez solenizantki… Ustrojeni w kolorowe czapeczki oddajemy się śpiewom i tańcom. Dzisiaj „nasz samograj” grał niemal bez przerwy, a Kubuś-Grajek grał niewiele. Kubusiowi spodobała się piosenka „Bacha - Bacha” i koniecznie chciał jej posłuchać; jego prośbę spełniła sama Matka; uruchomiła płytę i zatańczyła z nim w rytmie „Bacha-Bacha”. Niektórzy jeszcze „czują nogi” po dzisiejszej wędrówce. Jutro (a właściwie już dzisiaj) niewielu z nas wybiera się na szlak. Na razie zabawa trwa…
Niedziela 22 lutego:
Na dzień dzisiejszy wypada trasa z Jaślisk do wsi Lipowiec (założonej w 1527 roku) Ma to być wędrówka bez szlaku. Na trasę wybrało się tylko 6 osób: Kondzio, Ludwik, Olek, Ewa, Ania i Rysio. Reszta pozostała w Jaśliskach i spędziła niedzielę według własnego programu. Część ludzi wraz z gospodarzem naszego schroniska oglądała XVI-wieczne piwnice pod posesjami w rynku. Niektórzy wybrali się na spacer po Jaśliskach. W Jaśliskach warto obejrzeć kościół św. Katarzyny - wybudowany w latach 1724-56 i drewnianą zabudowę w okolicach kościoła i w rynku. W kościele św. Katarzyny jest cudowny obraz Matki Bożej Królowej Nieba i Ziemi - namalowany na desce lipowej temperą na gruncie kredowym. Obraz ten, otaczany kultem i stanowiący cel pielgrzymek Słowaków i Łemków został ukoronowany przez Jana Pawła II podczas mszy św. w Krośnie 10 czerwca 1997 roku. Ci, którzy zwiedzali piwnice, byli zachwyceni…
Po południu jedziemy busem do Lipowca po „naszych wędrowników”. W Lipowcu zatrzymujemy się przy moście przerzuconym przez rzeczkę, przed nami las, a wszystko otulone płaszczem śniegu. Oczekiwanie na wędrujących kolegów skracamy, wożąc się na pozostawionych sankach i fotografując krajobrazy.
Tymczasem pojawiają się Ci, co wyruszyli na szlak; mówią że śnieg był bardzo głęboki i Kondzio musiał skrócić trasę, żeby się wyrobić czasowo… Jeszcze zajeżdżamy do Jaślisk, żeby zabrać przyczepę z naszymi bagażami i pora ruszać do domu. Może kiedyś obejrzymy okolice Jaślisk ubrane w liści złoto i buków purpurę…
Stefan S.
Po południu jedziemy busem do Lipowca po „naszych wędrowników”. W Lipowcu zatrzymujemy się przy moście przerzuconym przez rzeczkę, przed nami las, a wszystko otulone płaszczem śniegu. Oczekiwanie na wędrujących kolegów skracamy, wożąc się na pozostawionych sankach i fotografując krajobrazy.
Tymczasem pojawiają się Ci, co wyruszyli na szlak; mówią że śnieg był bardzo głęboki i Kondzio musiał skrócić trasę, żeby się wyrobić czasowo… Jeszcze zajeżdżamy do Jaślisk, żeby zabrać przyczepę z naszymi bagażami i pora ruszać do domu. Może kiedyś obejrzymy okolice Jaślisk ubrane w liści złoto i buków purpurę…